dliwych mógł być zawarty warunkach, bynajmniejbym go nie odrzucił, i wymierzoną do boju prawicę chętnie cofnął; teraz nawet, chociaż widoczną z niebios odbieram wróżbę zwycięztwa w tych mieczach, które mi sami przynieśliście. Wyboru zaś miejsca i pola do bitwy nie żądam, ani go sobie przywłaszczam, ale jak na chrześcianina, człowieka i króla przystoi, Bogu samemu go zostawiam. Ten będzie plac do walki i skutek zamierzonej bitwy, jaki Opatrzność Boska i wyroki same w dniu dzisiejszym naznaczą. Tuszę, że zuchwałości Krzyżaków niebo kres wytknie, i hardą ich bezbożność teraz i na przyszłość ukróci: nie wątpię bowiem, że sprawiedliwą zawsze Bóg wspiera sprawę. Tę mówię zuchwałą i do nieba podnoszącą się pychę nieprzyjacioł moich, na tém oto polu, kędy stoimy i gdzie się wkrótce z sobą spotkamy, Sędzia sprawiedliwy i Pan zastępów zetrze i upokorzy. Ufam i mam nadzieję, że w obecnej bitwie mnie i narodowi mojemu Bóg użyczy wsparcia i pomocy.“ Rzeczone dwa miecze, z dumy {{roz|Władysławowi}] królowi Polskiemu przez Krzyżaków przysłane, zachowują się po dziś dzień w Krakowie w skarbcu królewskim, odświeżając wiecznie pamięć i świadectwo wyniosłości i klęski Krzyżaków, a pokory i tryumfu króla Władysława. To wyrzekłszy, heroldów zlecił straży rycerza Dziwisza Marzackiego herbu Jelita, podkanclerzemu kazał wrócić do obozu; sam zaś włożył hełm na głowę, i w imię Boga zastępów ruszywszy do walki, kazał wytrąbić hasło i bój rozpocząć. Wzniósł raz jeszcze prośbę do Boga: „aby gniew swój raczył obrócić na Krzyżaków, nie tylko gwałcicieli przymierza, ale zuchwalców zarozumiałych i bezbożnych, nieprzyjacioł wszelakiej słuszności i sprawiedliwości, jego zaś rycerzy aby natchnął odwagą i ramieniem swojém wspierał.“ Usiłował bowiem łagodny i umiarkowany król Władysław, nawet wśród szczęku oręża, w wrzawie zgiełkliwej surm wojennych, skłonić przeciwników do zgody i złożyć oręż, byleby pokój pod sprawiedliwemi stanąć mógł warunkami: ale po wysłuchaniu dumnego i tak zelżywego poselstwa Krzyżaków, odstąpił już swej myśli i stracił do ostatka nadzieję utrzymania pokoju, którą żywił w sobie aż do tej chwili, przekonawszy się, że próżne były jego usiłowania, gdy Krzyżacy tak hardo sobie poczynali. Godny zaiste pochwały król, który nieprzyjacioł swoich nie tak orężem jak sprawiedliwością i pomiarkowaniem umysłu pokonywał, walcząc raczej modlitwą i ofiarami, a niżeli wojennemi groty. Uradzono wcześniej i postanowiono mądrze a przezornie, aby król Władysław nie stawał w szyku bojowym, ani do żadnej wyłącznie chorągwi nie należał; wszelako przydano mu straż i osobę jego z wielką osłoniono troskliwością. Ku czemu zastrzeżone było jak najwyraźniej, aby król stał na boku, w miejscu ustronném i bezpieczném, otoczony liczną drużyną wybranych rycerzy, tak iżby nie tylko nieprzyjaciele ale i swoi o nim nie wiedzieli. Rozstawiono prócz tego w różnych
Strona:Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom IV.djvu/59
Ta strona została przepisana.