Strona:Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom IV.djvu/644

Ta strona została przepisana.

cznej pamięci i chwały, i słusznie nazwany Windyką, ten, który wolał umrzeć chwalebnie w boju, i pomścić się śmierci niewinnych, niżeli patrzeć na tyle nieszczęść kraju. Gdyby wszystka szlachta Rusi taką była tchnęła odwagą, nigdyby nie poszło było w jassyr Tatarski tyle tysięcy ludzi, po których Ruś i Podole prawie opustoszały. Lubo zaś dla zabieżenia tak mnogim klęskom prałaci i panowie Polscy składali zjazdy powszechne w Piotrkowie i Sieradzu w dzień Ś. Jerzego i dniach innych, i wiele postanowili uchwał tyczących się obrony kraju, wszelako dla braku wykonania te wszystkie narady i zabiegi były bezskutecznemi. Albowiem wszyscy prawie panowie Polscy, własném zajęci dobrem i osobistemi pożytki, nie wspierali gorliwie rzeczy publicznej; woleli raczej z poczesnemi dwory powyjeżdżać do Węgier, patrzeć na osobę króla, i za wyświadczone królestwu Węgierskiemu usługi wyzyskiwać od niego prośbą lub natręctwem nadania i hojne na dobrach królewskich zapisy i zastawy, niżeli własne królestwo od najazdów i srogich spustoszeń zasłonić. To było powodem, iż król Władysław przez czas pobytu swego na Węgrzech prawie wszystkie miasta, zamki, ziemie, miasteczka, wsie, tudzież cła i dochody królewskie krociami długów obciążył i pozastawiał, gdy rejenci kancelaryi dworskiej na wszystkie nadania, zapisy i najhojniejsze zobowiązania niewcześnie zezwalali. Mnożyły się zatém w królestwie Polskiém nieszczęścia, tak iż zarazem cierpiało od nieprzyjacioł, i niszczało przez spustoszenie kraju, królewskie darowizny i zapisy. Powiększała jeszcze te nieszczęścia duma Polskich panów, którzy uzyskawszy od króla nadania wielu miast i wsi na Rusi i Podolu, rugowali z nich dawnych osadników i dziedziców, którzy przywiedzeni do ostatniej nędzy, z rozpaczy uciekali do Tatarów, i tych potém namawiali do plądrowania ziem Ruskich i majętności, z których byli wygnani.

Cudowna naprawa życia Jana de Conradivilla, proboszcza klasztoru Strzelneńskiego.

Jak łaskawym i miłosiernym, jak pełnym dobroci i do karania nieskorym jest Bóg Wszechmogący, okazało się u nas w tym roku. Rządził bowiem temi czasy klasztorem panien zakonu Premonstrateńskiego w Strzelnie, dyecezyi Wrocławskiej, piastując godność i w urzędzie zastępując tamecznego proboszcza, mąż pewien, tylko z imienia i powołania kapłan, Jan de Conradivilla, inaczej Kunzedorf (Kunczedorff), z dyecezyi Wrocławskiej, który pogardziwszy tak religią jak i wstydem wszelkim, a powinności swego urzędu niecnie skłaniając do nadużyć, prowadził życie rozwiązłe i bezwstydne, zarówno Bogu jak i ludziom obmierzłe. W wieku