przed sobą. Zawcześnie cieszyli się zwycięztwem, z pychą zaufani w sobie, a niepomni, że zwycięztwo było w ręku samego Boga. Otóż Bóg sprawiedliwie ukarał ich dumę, bo Polacy temi samemi więzami i okowami ich krępowali. Był-to podziwiający widok śliskości i niepewności rzeczy ludzkich, owe dyby i kajdany, które Krzyżacy sami na siebie pokuli; wozy i tabory nieprzyjacielskie napełnione wielkiemi bogactwy, a w ćwierć godziny rozerwane przez rycerzy Polskich, tak iż po nich najmniejszego nie zostało śladu. Znaleziono nadto w obozie i na pociągach Krzyżackich wiele beczek wina, do którego żołnierstwo po pogromie nieprzyjacioł, znużone walką i skwarem letnim, rzuciło się było z chciwością dla ugaszenia pragnienia: jedni kołpakami, drudzy rękawicami, inni trzewikami nabierali wina i pili. Ale Władysław król Polski obawiając się, aby wojsko upojone winem nie zbezwładniało, przez co w razie napadu nawet najsłabszemu nieprzyjacielowi dałoby się łatwo pokonać, i żeby z zbytniego opilstwa nie powstały między wojskiem choroby, kazał wszystkie beczki porozbijać i wino wypuścić. Gdy je więc na rozkaz króla niezwłocznie wytoczono, płynęło, wino strumieniami na trupy poległych, których na tém obozowisku było wielkie mnóstwo, a zmieszane z krwią pobitych ludzi i koni, wylało aż na łąki wsi Tannenbergu (Thamberg) tworząc w gwałtownym biegu jakby strugę jedném korytem płynącą. Ztąd urosła jak mówiono powieść bajeczna, że w owej bitwie tyle krwi rozlano, iż nakształt potoku wezbranego płynęła. Znaleziono potém w jednym nie wielkim, a jak u nas zowią kruczym lesie (sylva multicorax), nie o podal od obozowiska nieprzyjacielskiego, siedm chorągwi, które uciekający Prusacy zostawili i w ziemi tylko pozatykali: te natychmiast do króla odniesiono. Henryk komtur Tucholski, który był kazał przed sobą nosić dwa miecze, a od tej dumy i próżności żadnym nie dawał się odwieśdź namowom, gdy potém z bitwy sromotnie uciekając przypadł do wsi Wielgnowa, dościgniony od Polskiej pogoni i ścięty, pychę swoję i zarozumiałość okropną ale słuszną karą przypłacił. W czasie trwającej zaś bitwy widzieli niektórzy ludzie pobożni i bogobojni, którzy z łaski nieba mieli to objawienie, unoszącego się na powietrzu męża poważnej postaci, w biskupim stroju, który wojsku Polskiemu, pokąd walczyło i zwyciężało, ciągłém żegnaniem błogosławił. Mniemano, że to był Ś. Stanisław, patron Polski i głowa Męczenników, i że za jego przyczyną a orędownictwem Polacy tak świetne otrzymali zwycięztwo.
Strona:Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom IV.djvu/68
Ta strona została przepisana.