chorągwie biskupa Waradyńskiego, Juliana legata, Franko-bana i biskupa Jagierskiego, nie wytrzymały tego pierwszego Turków natarcia, lecz ubiwszy z nich kilkunastu, natychmiast ku Galacie pomiędzy ciaśniną morską, o której się mówiło, a jeziorem i górami w stronę Rumelii uciekać poczęły. Turcy tém śmielej rażąc pierzchających dzirytami i oszczepami, gonili za niemi blisko dwie mile, czyli dziesięć tysięcy kroków, przez wysokie wzgórza i gęste lasy. Wołosi podobnież nie dotrzymali placu i rozsypali się w popłochu. Jedna tylko z czterech chorągwi, to jest chorągiew Ś. Władysława, wytrwała w całości i podniesiona w górę; a chociaż wszyscy niemal należący do niej rycerze uciekli, pospieszył jej atoli na obronę Julian legat i Frank-ban z oddziałem dwóchset niespełna jazdy. Część Turków puściwszy się w pogoń za uciekającymi, siekła i w pień wycinała rozpierzchłych Węgrów i woźnice, część rozrywała i łupiła tabory. Inni chorągiew Ś. Władysława otoczyli ogromnemi tłumy; ale ponieważ dzielni walczyli pod nią rycerze, którzy skupiwszy się w koło wymierzyli przeciw Turkom ostrza swych rohatyn, przy mężnej przeto obronie nie dali się owym tłumom pokonać.
Skoro zaś Władysław król spostrzegł, że na prawém skrzydle pierzchać poczęli Węgrzy, a po licznych zgrajach Turków coraz liczniejszy gmin następował, jak dzielny wódz i drugi Cezar, uderzył na nieprzyjacioł w to właśnie miejsce, zkąd największe groziło niebezpieczeństwo, i ścieląc wszystkich gdzie którego napotkał to włocznią to mieczem, część ich trupem położył, część zmusił do ucieczki. Za przykładem króla ruszył odważnie Jan wojewoda, wódz wyprawy, który gdy się połączył z wojskami i chorągwiami królewskiemi, król niezrównanej odwagi natarł tém dzielniej na Turków, i ścigając ich cztery tysiące kroków, taką między nimi rzeź sprawił i tak wielką zadał im klęskę, że kto o tych sprawach słyszał, wiary im dawać nie chciał; a wyjść nie mogli z zadumienia ci, którzy na nie własnemi oczyma patrzali, dziwiąc się, jak w jednym człowieku mogło być tyle siły i męztwa. Wróciwszy potém w to miejsce, z którego był wyruszył, w celu odparcia reszty nieprzyjacioł, gdy spostrzegł, że na chorągiew Ś. Władysława Turcy przeważnie nacierali, i że ta w wielkiém była niebezpieczeństwie, pobożnym uniesiony zapałem, pobiegł na pomoc rycerzom dokoła od Turków obstąpionym: którego jak tylko Turcy zobaczyli, trwogą zdjęci, jedni zaraz pierzchnęli, drudzy padli pod mieczem; trzy tysiące głów w tém jedném miejscu i prawie w jednej chwili poległo. Ale chociaż liczne i potężne