okazem nie zdołałby potém zagładzić; że wreszcie nie zgadzało się z godnością króla chcieć razem zwyciężyć i uciekać; a lubo jawne widział przed sobą niebezpieczeństwo, wolał jednakże wytrwać i chwalebny zgon podjąć, niż zdradzić swoich towarzyszów broni i haniebnie z pola ustąpić.“
Jakoż król, którego Polacy, dzielni i odważni wojownicy, nigdy nie opuszczali, bił się aż do zmroku z nieprzyjacielem, i odparłszy Turków ścigał ich blisko dziesięć tysięcy kroków od zamku Warny, zkąd był wyruszył. Turcy zmuszeni do ucieczki cofnęli się w tył na trzydzieści tysięcy kroków. Sam król Władysław walczył do upadłego; a lubo go wielu błagało, „żeby się na oczywiste nie narażał niebezpieczeństwo, i gdy wojska jego pierzchnęły, sam jeden nie szukał zguby ze szkodą i zgubą całego chrześciaństwa,“ nie złożył przecież ani na chwilę oręża, lecz sławę rycerską przenosząc nad ocalenie, i śmierć chwalebną nad żywot sromotny, rzucił się w najgęstszy gmin nieprzyjacioł, i przez niejaki czas dzielnie wytrzymywał walkę; aż w końcu otoczony z garstką swoich rycerzy tłoczącemi się zewsząd tłumami barbarzyńców, legł śmiercią bohatera, z poświęceniem krwi własnej, klęską niesłychaną całego chrześciaństwa i Polski; i po zwalczeniu już i rozgromieniu nieprzyjacioł, żadnego nie spodziewających się ocalenia, zgładzony morderczą ręką, świetne i niespodziewane dozwolił im wydrzeć sobie zwycięztwo. Obskoczony bowiem do koła od niezliczonej ćmy barbarzyńców, mając ucieczkę za największą sromotę, kiedy go odstąpili i pierzchnęli Węgrzyni z Janem Huniadem, krzepił się jak mógł i popierał z całém wysileniem walkę, aż wreszcie po wytępieniu wszystkich w koło siebie Polaków, nie bez pomsty swojego i swych towarzyszów zgonu, mężnie położył głowę. Kiedy już w ostateczności żadnego nie widział dla siebie ratunku, nadzieję całą złożył w Bogu, i nią krzepił odwagę, mąż wielkiej duszy. Dokonawszy wielu dzielnych i chwalebnych czynów, w których spełniał razem powinność wodza i żołnierza, gdy cały krwią zbroczony mnogie tłumy barbarzyńców gromił i rozpraszał, wtedy Jan Huniad przerażony ogromną liczbą nieprzyjacioł, a w miarę ich potęgi szczupłością wojsk królewskich, pierzchnął, a swym popłochem wszystkich Węgrów za sobą pociągnął. Na tém nie przestawszy, słał do króla Władysława ustawicznych gońców, zaklinając, aby ustąpił z pola i ratował się ucieczką. Ale król z oburzeniem odpowiedział: „Idźcie i powiedzcie zbiegowi i zdrajcy a nie rycerzowi memu, Janowi, że Węgrzy po stracie jednego wojska drugie postawić mogą,