ale ja uciekłszy z bitwy nie zdołałbym uniknąć hańby, a wolę stokroć żywota a niżeli sławy postradać; pragnę przeto w tym dniu za wiarę, za religią, za chrześcian wszystkich i Węgrów śmierć raczej podjąć chwalebną, niż sromotną splamić się ucieczką. Niechaj zważy ten, który w ścianach domowych tak zuchwale rozprawiał, i mimo wstrętu mego i oporu wciągnął mnie do tej zgubnej walki, azali dobrze czyni? czy dochowuje jak rycerz prawy poprzysiężonej mi wierności? i czy ręką umie tak dzielnie władać, jak się popisywał językiem? Nie, świat dzisiejszy i potomny osądzi go raczej za zbiega i zdrajcę swego króla.“ Skoro mrok zapadł, obie strony zarówno uważając się za zwyciężone ustąpiły z pola. Węgrzy bowiem w mniemaniu, że Turek, przed którym oni w pierwszém spotkaniu pierzchnęli, złupił i zabrał wszystkie tabory królewskiego wojska, poczęli uchodzić w stepy pomiędzy lasy, góry, wąwozy i przepaści. Kiedy uciekali, ktoś z Tureckiego obozu wolał na nich po Węgiersku: „Co za szaleństwo, Węgrzyni, jaka opanowała was ślepota? Wy, ktorzy zwycięzcami jesteście, uciekacie!“ Ale daremny był to głos; próżne i króla usiłowania, który ich po wiele kroć nawracać chciał do walki. Każdy uchodził jak tylko mógł najspieszniej; nie troskał się sługa o ocalenie swego pana, ani pan oglądał się na swego wiernego sługę i towarzysza. Takim wszyscy zdjęci byli przestrachem, że przez ciemne lasy i bezdroża, przez gęste zarośla, skały i zapadłe knieje, wśród nocnej pomroki, jakby po równych i otwartych polach bieżeli. Sam także wojewoda Jan, dowódzca wojsk Węgierskich, z znaczną liczbą konnego rycerstwa, nie czekając na króla umknął w popłochu. Ci, którzy w pierwszém spotkaniu przed Turkami z placu uciekli, i których miecz nieprzyjacielski nie wytępił, tej samej nocy webrnęli potajemnie w pustynię, aby mogli także przez Dunaj przeprawić się do Wołoch; w ucieczce zaś swojej przechodząc około taborów królewskich nie śmieli zbliżyć się do nich, z obawy, azali Turcy nie leżeli blisko noclegiem; a tymczasem znaczna liczba rycerzy królewskich stała spokojnie przy tych taborach przez noc całą i dzień następny, wyglądając niecierpliwie powrotu króla z całém wojskiem; byli bowiem świadkami, jak brał górę nad nieprzyjacielem, i sami Turcy mieli go podobnież za zwycięzcę. Gdy się więc poganie widzieli wszędy pokonanemi i zniesionemi, nie śmieli taborów królewskich napastować nazajutrz, ale dopiero trzeciego dnia, za nadejściem nocy, z obawy, aby hufce chrześciańskie nie wróciły do swego obozu i na miejsce początkowej walki. Ale Jana Huniada z znaczniejszą liczbą Węgrów nie zdołał zatrzymać wstyd ani bojaźń; woleli opuścić króla i okryć się hańbą zbiegów.
Strona:Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom IV.djvu/684
Ta strona została przepisana.