Strona:Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom IV.djvu/73

Ta strona została przepisana.

czytywali królowi, że nie posłał wojska do opanowania zamku Marienburga, co w ów czas łatwą było rzeczą, gdy zamek ten bez obrony i niemal pusty stał dla zwycięzców otworem, zanim Henryk v. Plauen komtur Świecki wszedł do niego z swoją załogą, a zwłaszcza kiedy wszyscy rycerze, których nie wielka liczba zostawiona była do obrony zamku, przerażeni świeżo poniesioną klęską, w śmiertelnej byli trwodze. Ale inaczej się stało, bądź-to z przyczyny, że Polacy upojeni szczęściem i radością, woleli raczej zabierać łupy i sprowadzać brańców, a niżeli trudzić się dobywaniem zamków; bądź, że wielu uważało za rzecz słuszną i właściwą aby w miejscu odniesionego zwycięztwa trzy dni pozostać; bądź wreszcie, że nikomu szczęście nie zwykło dotrzymywać do końca; albo, czemu ja bardziej wierzę, że sam wyrok nieba, oszczędziwszy wtedy Krzyżaków, dobycie zamku Marienburga zachował na czas inny.

Król zarządza pochowanie zwłok mistrza Pruskiego, jego towarzyszów i innych poległych nieprzyjacioł. Werner Thettingen ucieka z placu bitwy.

We Środę, nazajutrz po święcie Rozesłania Apostołów, dnia szesnastego Lipca, deszcz ustał a piękna zajaśniała pogoda. Władysław król Polski zaraz o świcie kazał na pobojowisku odszukać zwłoki mistrza Pruskiego Ulryka, marszałka, komturów, i innych znakomitszych osób w boju poległych, aby je obyczajem kościelnym z uczciwością dać pogrzebać. Za równy bowiem zaszczyt sobie poczytywał, nieprzyjaciela zwyciężyć, i pokonanemu a nieszczęśliwemu okazać swoję litość. Gdy więc przyniesiono zwłoki mistrza Ulryka, mającego dwie rany, jednę na czole, drugą na piersiach, znalezione przez Bolemińskiego obywatela ziemi Chełmińskiej, jednego z brańców, któremu wyszukać je zlecono (był-to bowiem najbliższy z przyjacioł i towarzyszów mistrza Pruskiego) gdy nadto poznajdowano zwłoki marszałka Fryderyka Wallenrode, Konrada Lichtenstein wielkiego komtura, tudzież Jana v. Seyn Toruńskiego, Jana grabi W. Wende Gniewskiego, i Arnolda v. Baden Człuchowskiego, komturów, król przypatrzywszy się ich twarzom, postawie, i obejrzawszy rany od których poginęli, nie okazał najmniejszego urągania, ani wydał śmiechu lub oznaki radości, ale z czułém politowaniem zapłakał. Potém kazał je owinąć w czyste prześcieradła, i odziane purpurą na wozie czworokonnym odesłać do Marienburga, aby je tam pogrzebano. Ciała zaś innych komturów i rycerzy znakomitych kazał pochować w kościele parafialnym drewnianym w Timbargu; rannych nakoniec, którzy ucieczką ratować się nie mogli, polecił pilnemu starunkowi i opatrzeniu. Wiedział bowiem, że zwycięztwo jego tém