dość. W Marienburgu bowiem, i wśród Krzyżaków, gdzie w ów czas przebywali, zwycięztwo Władysława króla Polskiego tak zdawało się do wiary niepodobném, że pierwszego zwiastuna klęski Krzyżackiej nie tylko za rozsiewcę baśni, ale niemal za szalonego poczytano. Lecz gdy potém jeden za drugim przybywać poczęli inni rycerze, którzy toż samo potwierdzali, uwierzono wreszcie doniesieniom. Dopieroż wszyscy pogrążeni w smutku i rozpaczy, jęli myśleć o opuszczeniu Marienburga, i każdy tém tylko był zajęty, dokąd miał uciekać. Gdyby więc król Władysław, jak mu niektórzy dobrze i bardzo roztropnie radzili, zaraz po odniesioném zwycięztwie ruszył był pod Marienburg, bez najmniejszej swojej i wojska swego straty byłby niezawodnie pierwszego dnia po przybyciu zamek ten zmusił do poddania. Wszyscy bowiem Krzyżacy i rycerze załogą stojący w Marienburgu, i duchowni i świeccy, z przestrachu jak szaleni biegali po domach, dworach i komnatach. Kilka dni i nocy zeszło na takich smutkach, rozpaczach i narzekaniach. Byłby się zamek poddał w trwodze powszechnej, kiedy wszyscy o ucieczce tylko myśleli, gdyby jedno poszedł był kto odebrać go z rąk struchlałych Krzyżaków.
Janusz, książę Mazowiecki, Czerski i Warszawski, widząc, że ziściły się jego dawne życzenia, i osłodziły cierpienia i gorycze, które od lat sześciu w duszy ponosił, gdy Krzyżacy w poniesionej klęsce otrzymali już sowitą zapłatę za osadzenie go niegdyś w więzieniu i zdradzieckie a ohydy pełne obciążenie go kajdanami; wszedł do namiotu królewskiego, i najpierwej Bogu, Najlitościwszemu Panu, a potém Władysławowi królowi Polskiemu, który tam z Alexandrem i innymi książęty i panami Polskimi był obecnym, upadłszy na kolana wraz z całą drużyną swego rycerstwa, dziękować począł, głośno wołając: „Tobie, miłosierny Boże, który sprawiedliwym wszelakich krzywd jesteś mścicielem, który brzydzisz się pychą i słusznie ją potępiasz, a zniżając Twoją mocą dumnych, nie pogardzasz nigdy prośbą i pobóżném sercem skruszonych i pokornych; tobie nadto Władysławie królu najjaśniejszy, powinne składam dzięki, że w dniu wczorajszym starłeś ze mnie ohydę niewoli, i pomściłeś się jej na dumnym i nienawistnym wrogu moim wielką i pamiętną klęską. Ubolewałem bowiem wraz z wszystkimi braćmi i panami memi, że ten nieprzyjaciel, którego naddziad mój Konrad książę Mazowiecki, oszukany zmyśloną i fałszywą jego pobożnością, albo rzetelniej mówiąc pogańską niecnotą, przyjął i jak żebraka do siebie