których obecnie odstąpić byli zmuszeni. Polacy więc niebaczni, z zwykłą ludziom słabością, więcej żądali nad to co im dawano. Niemniej i król Władysław, w nadziei, że mu pomyślność jedna po drugiej pasmem snuć się będzie, chcąc więcej zyskać, utracił nawet to co mu dawano. Tak to szczęście umysły ludzkie zaślepiać zwykło. Jakoż upojony swojém powodzeniem i zwycięztwem odniesioném w bitwie pod Grunwaldem, zezwolił na wynioślejszą odpowiedź, niżli przystała królowi i zwycięzcy. Uchwalono więc w ten sposób odpowiedzieć Henrykowi v. Plauen, przez usta Zbigniewa z Brzezia marszałka królestwa Polskiego, który z rozkazu króla tak mówił: „Gdybyś w dobrej wierze, komturze Henryku, żądał pokoju, nie przynosiłbyś królowi w ofierze tego, co na zasadzie praw Boskich i ludzkich było i jest własnością króla i królestwa Polskiego, i co słusznie wróciło pod jego panowanie. Należało ci raczej ustąpić tego, co dotąd się opiera, a przedewszystkiém poddać zamek Marienburg; wiedz albowiem, że i te, które się poddały, zamki, i inne, które się jeszcze opierają, przeznaczone są na nagrodę zwycięzcy. Nie ma więc król bynajmniej za co być ci obowiązanym. Lecz jeżeli z zamku Marienburskiego ustąpisz, król wdzięcznie to od ciebie przyjmie. Po poddaniu zaś zamku Marienburga, nie odmówi zakonowi Krzyżackiemu stosownego, jakie ma w krajach Niemieckich, opatrzenia.“ Na to rzecze komtur Henryk: „Jestże-to ostateczna wola królewska? i czy nie mamy spodziewać się łaskawszej odpowiedzi?“ Marszałek Zbigniew rzekł: „że odpowiedź, którą oznajmił, była stanowczą; a jeżeli Krzyżacy pokoju żądali, należało im stosowniejsze podać warunki.“ Komtur przydał jeszcze te słowa: „Tuszyłem, że prośby mojej tak sprawiedliwej król wysłucha, i ulituje się nad losem nieszczęśliwych. Teraz, pełen wiary, że poselstwem mojém, pokorą i prośbą przebłagałem już gniew niebios, który ściągnęliśmy na siebie przez złamanie przymierza, nie ustąpię wcale z Marienburskiego zamku, ale ufając w pomoc Wszechmocnego Boga i opiekę Najśw. Maryi Panny, wszelkiemi siłami bronić go będę, i nie dopuszczę, choćby z narażeniem się na największe niebezpieczeństwo, aby Zakon mój tak snadno miał uledz zagładzie.“ Po tej rozmowie król udał się do swego namiotu, a Henryk wrócił do Marienburskiego zamku. Uważano potém, że prośba komtura Henryka, tak pokorna i uległości pełna, wielce posłużyła Krzyżakom; i jeśli ściągnęli na siebie karę niebios przez złamanie przymierza, już tą pokorą odwrócili ją albo przynajmniej złagodzili. Królowi zaś zaszkodziła okazana pycha i wyniosłość, nauczywszy go doświadczeniem, jak nieroztropną jest rzeczą urągać w dumnej odpowiedzi przeciwnikowi, póki zwycięztwo na niepewnej unosi się szali, a wojna jeszcze nie jest skończoną. Od tego dnia bowiem szczęście poczęło króla i Polaków stopniami opuszczać, a zakon pomyślniejszego do-
Strona:Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom IV.djvu/88
Ta strona została przepisana.