często się zdarza, skaziły widoki osobiste, gdy Władysław król, przy słabości swego umysłu i braku samodzielnego ducha, w wszystkich sprawach wojennych i domowych kierował się nie własną ale cudzą wolą.
Po odstąpieniu zamku Marienburga, Władysław król Polski wiodąc wojsko obciążone wszelakiego rodzaju zdobyczą, przybył tegoż samego dnia do Kwidzyna. W pochodzie zaś zboczywszy do zamku Sztum, i wysłuchawszy w nim nabożeństwa, oddał go starostwem dzierżawném rycerzowi swemu Jędrzejowi Brochockiemu, któremu zostawił do obrony niektórych z swoich dworzan, dzielnych wojowników, jako to: Hanka Chełmskiego, Kagnimira z Tuchowca, Jana Gołego (Goly), Pakosza Bystrzanowskiego, Piotra Cebrowskiego, Bieniasza Goworzyńskiego, Bartosza z Trembowli, i innych. Ci po odejściu z Prus króla Władysława tak dotkliwie trapili swemi wycieczkami, napadami i porażkami Krzyżaków stojących załogą w Marienburgu, że dnia jednego zabrali im dziesięć tysięcy złotych, które wieziono dla zapłacenia żołdu zaciężnym posiłkom, przyczém wymordowali wiozących je wysłańców Krzyżackich. Kiedy zaś król przybył do Kwidzyna, Henryk, tameczny biskup Pomezański, z kapitułą swoją i duchowieństwem wyszedł w processyi na spotkanie króla i przyjął go z należném uszanowaniem. Wprowadziwszy potém króla do kościoła katedralnego, pokazał mu celkę i mieszkanie niejakiej Doroty, niewiasty pobożnej i świątobliwej, która wiodąc w tém miejscu życie ostre i pustelnicze, słynęła wielu cudami, lecz nie była jeszcze kanonizowaną. Potém król, nadawszy biskupowi, duchowieństwu i miastu swobody, o które się dopraszali, opuścił nazajutrz Kwidzyn, i kazał zamknąć miasto, do którego wojsku swemu wchodzić nie pozwolił, obawiając się, aby biskupowi i obywatelom miejskim nie uczyniło jakiej krzywdy. Nakoniec, zatrzymawszy się przez dwa dni w obozie swoim o pół mili od miasta, w na stępującą Sobotę wysłał kilkanaście wozów naładowanych żywnością do zamku Sztum, dla opatrzenia go w potrzebne zapasy. Obóz zaś rozłożony był powyżej miasta nad jeziorem zwaném Gardzieje.