Strona:Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom V.djvu/182

Ta strona została przepisana.

rzekając, że złamanie z swej strony wiary lepszemi potém czyny wynagrodzą. Gdańszczanie także puścili byli Wisłą samopas statek z gorejącym pośrodku żartkim ogniem, w celu spalenia mostu. I skutek byłby osiągnięty, ogień bowiem podsycany smołą, siarką i inném zarzewiem, już wszędy rozpostarł się i całą budowę mostu ogarnął, gdyby z zamku nie był spiesznie poskoczył lud na obronę, i wszczynającego się pożaru wodą nie zalał.

Polacy, przez niekarność rycerstwa i nieumiejętność wodzów, zwycięztwo odniesione z razu pod Chojnicami wypuszczają z rąk haniebnie i z wielką dla siebie klęską, a przenoszą je do nieprzyjacioł swoich Krzyżaków.

Tymczasem króla doszła wieść, podobna wcale do prawdy, że w krajach Niemieckich ściągano wojska za staraniem i nakładem mistrza Niemieckiego, który dla zebrania pieniędzy na to potrzebnych prawie wszystkie zakonu swego dochody częścią posprzedawał częścią przefrymarczył, a pomocną usługą Pruskiego podskarbiego, który z Krakowa wyszedł z pięciudziesiąt tysiącami czerwonych złotych. Długo wieść ta miana była za zmyśloną; ciągłe atoli ostrzeżenia szpiegów i listy od życzliwych osób z Niemiec pisane uczyniły ją prawdziwą i wiarogodną. Nakazano więc rycerstwu, ale tylko Wielkiej Polski, aby pod Chojnice zbrojno wyruszyło. To atoli rycerstwo, lubo z rozkazu króla wyszło w pole, w pochodzie jednak rzucało się na dobra kościelne i klasztorne, rabowało włości i dziesięciny, tak, że nawet najsrożsi nieprzyjaciele, Scytowie i barbarzyńcy, nie dopuściliby się takich zdrożności. Bezkarna tłuszcza szerzyła na wszystkie strony grabieże i spustoszenia, odzierając nawet niewiasty i porywając je na łup bezecnej swawoli. Zaczém podnosiły się zewsząd płacze i krzyki, a skargi pokrzywdzonych, łzy wdów i sierot wołały o pomstę do Boga. Przybyli nakoniec w miejsce wyznaczone, do wsi Czerekwicy, należącej do arcybiskupa Gnieźnieńskiego, o dwie mile od miasteczka Chojnic, które oblegało wojsko królewskie, chociaż wojsko to, brodzące w największym dostatku, zajęte było raczej zbytkami i swawolą, niżeli dobywaniem miasta. Już i wiadomości nadeszły o zbliżającém się wojsku nieprzyjacioł, złożoném z Niemców, Ślązaków i Czechów, które już było ściągnęło do miasteczka Nowej Marchii Schiefelbein (Schibelben) trzymającego się jeszcze strony Krzyżaków. Głównymi jego dowódzcami byli, Rudolf książę Żegański i Bernard Szumborski, rodem Czech. Samo zaś wojsko wynosiło zaledwie ośm tysięcy ludzi pieszych i konnych. Król Kazimierz wiedząc o pochodzie nieprzyjacioł (gdy o nim nie tylko od swoich odbierał doniesienia, ale i od Fryderyka margrabi Brandeburskiego, który wbrew