Strona:Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom V.djvu/186

Ta strona została przepisana.

wlać do serca ducha odwagi. Sam król o mało nie wpadł w ręce nieprzyjacioł; z zaciętą bowiem wytrwałością dotrzymywał placu, krzepiąc i usiłując odświeżyć bitwę; zaledwo ci, którym straż jego była powierzoną, zdołali opierającego się zabrać z pola i zmusić do ucieczki. Sześciudziesiąt tylko z królewskich rycerzy zginęło, między którymi celniejsi: Piotr ze Szczekocin podkanclerzy królestwa Polskiego, Mikołaj z Mokrska chorąży Sandomierski, Jan Rydzyński, Jan Zawisza z Rożnowa, starosta Kolski, sławnego rycerza Zawiszy Czarnego syn i potomek jedyny. Nie wielu, bo tylko trzechset trzydziestu, którzy więcej się lękali niebezpieczeństwa niżli sromoty, dostało się w niewolą. Niektórzy z nich nawet nie tak poimani byli w bitwie, jako raczej sami wracając z ucieczki oddali się w ręce nieprzyjaciołom, aby takim wybiegiem oszczędzić sobie niesławy: winni dwojako, że i zbiegostwo swoje pozorem zakryć usiłowali, i tak u swoich jako i u nieprzyjacioł wystawili się na pośmiewisko. Z ich przyczyny uwłaczano i najgodniejszym rycerzom niesłusznemi wyrzuty, że sami dobrowolnie więzy przyjmowali, i ohyda spadała równie na mężnych jak na tchórzliwych. Między takimi najpierwsi byli: Łukasz z Górki Poznański, Mikołaj Szarlejski Inowrocławski, wojewodowie, Jan Szczęsny Tarnowski, Jan i Mikołaj Rytwiańscy, Idzi Suchodolski, Jan Melsztyński, Sędziwój Leżeński (Lyaszenski) podkomorzy Sandomierski, Piotr Stryjkowski kasztelan Inowłodzki, i Bartosz Ogrodzieński. Tu ów los, który tylekroć sprzyjał królowi Kazimierzowi i Polakom, okazał się zdradliwym i zmiennym, i obyczajem swoim nie długo im świecił pomyślnością. Obóz królewski i wszystkie tabory, do czterech tysięcy wozów wynoszące, na których wielkie znajdowały się bogactwa, nieprzyjaciel opanował, a miasto Chojnice uwolnione zostało od oblężenia. Znakomici panowie i rycerze Polscy, między którymi byli drudzy noszący godło króla Hiszpańskiego, a których imiona zamilczę, aby im samym i Polakom oszczędzić sromu, woleli haniebnie uciekać albo przyjąć więzy, niżeli umrzeć ze sławą. A jak-to zwykle bywa, z przyczyny przegranej, padły obmowy na najmężniejszych nawet rycerzy, jakoby w bitwie stchórzyli. Ważyło się w niej szczęście, i w krótkim czasu przeciągu zmieniło położenie rzeczy. Z początku bowiem król brał nad Niemcami górę, dopiero potém walka inny obrot wzięła, tak iż dał się pokonać tym, których pierwej zwyciężył. I nie dziw, uwiodło bowiem króla i Polaków pierwsze powodzenie; nierozważni, w zbytniej śmiałości i zarozumieniu omieszkali porządku i baczenia. Największą zwalano winę na Jana z Koniecpola, kanclerza królestwa Polskiego, że pierwszy sprawcą był przyjęcia Prus w poddaństwo, a przed bitwą odradzał, aby nie ściągać na pomoc wojska, które oblegało Marienburg. Wielu utrzymywało, że król i Po-