Strona:Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom V.djvu/67

Ta strona została przepisana.

ska, ale ten wzgardził tak małoznacznym posiłkiem. Despota zaś, niepewny wypadku wojny, za namową żony swojej, która zwykła się była radzić wróżki, obawiał się iść osobiście na wojnę, i narażać całe wojsko swoje na wątpliwą walkę, zwłaszcza iż znał dobrze potęgę sułtana Tureckiego, siły i liczbę jego wojska. Zaufany zatém Jan Huniad wielkorządca Węgier w swoim orężu, i tusząc, że przy jego pomocy zdołałby większą nierównie od Tureckiej potęgę zwalczyć i pokonać, brnął śmiało w głąb Turcyi, niszcząc wszystko ogniem i mieczem po drodze. Przybył wreszcie aż na Kossowe pole, kędy we Czwartek przed dniem Ś. Łukasza Ewangelisty zaszedł mu drogę cesarz Turecki, mając z sobą trzykroć sto tysięcy jazdy i sześćdziesiąt tysięcy piechoty. Rozpoczęto bój z wielką z obu stron zaciętością. Pierwszego dnia, to jest we Czwartek, z równém szczęściem walczono, lubo przez zły kierunek i nieład w wojsku Węgierskiém wielu znakomitych rycerzy zginęło. Ale nazajutrz, to jest w Piątek, Turcy we wszystkich niemal spotkaniach zwyciężali, i wojsko Węgierskie, podzielone na różne części i oddziały, tłumami swemi jakby przepaściami chłonęli, tak dalece, że żaden z rycerzy, chociażby najdzielniejszy, nie miał odwagi walczyć w takiej obławie i tak jawném niebezpieczeństwie. Następującej nocy, z Piątku na Sobotę, wojsko Węgierskie widząc się pobitém i osłabioném, zabrało się do ucieczki; mała tylko została liczba Polaków i Czechów zasłonionych taborami, którzy w Sobotę od rana aż do południa ciągle walczyli, broniąc się działami i kuszami; ale gdy nadciągnęła chmara wielka Turków, uledz musieli przemocy, a Turcy zabrali jeńców, broń i łupy. Powiadają, że piętnaście tysięcy chrześcian trupem padło, a dwanaście tysięcy dostało się w niewolą. Prawie wszyscy panowie Węgierscy wyginęli albo zabrani zostali jeńcem: między nimi Emeryk Wojdefierlich, Tomasz Secz, brat rodzony Dyonizego kardynała i arcybiskupa Strygońskiego, Franko-Ban, Emeryk de Marcellis, i wielu innych, polegli. Wódz wyprawy Jan Huniad, w Sobotę przed południem, widząc że wszystko prawie wojsko utracił, rycerzy swoich jeszcze walczących z płaczem opuścił i ratował się ucieczką. Aby go zaś nie poznano po licznej drużynie giermków i wiernych towarzyszów, którzy go nie odstępowali, i aby nie ściągnął za sobą pogoni Turków, zrzucił z siebie wszystkie ozdoby rycerskie, odprawił drużynę, i sam jeden z życiem uciekał. Ale w czém spodziewał się znaleźć ochronę, to właśnie stać się miało przyczyną jego zguby, wiecznej niedoli i sromoty, gdyby los inaczej był nie zrządził. Zaledwo go bowiem towarzysze odstąpili, dognany od trzech Turków, którzy ich ścigali, i poimany został w niewolą. Ci gdy podzielili między siebie jego odzież, konia, rzeczy przy nim znalezione i pieniądze, jeden z nich, zostawiwszy go pod strażą dwóch swoich towarzyszów, odbiegł ich i puścił się za innymi uciekającymi