wołaj wodza rzeźańców, oddaj mu ten papier a nadewszystko strzeż się go otwierać.«
Abdul ucałował bilet, rękę, która go kreśliła, usta, któremu ten rozkaz dawały, i udał się drogą ku serajowi; lecz zaledwie kilka kroków uszedł na ulicy, niezmierna zdjęła go chęć przeczytać pismo, które go z okropności nędzy miało wybawić. Zakaz Zeili bardziéj jeszcze ciekawość jego powiększał, otworzył go nakoniec, i te w niém znalazł słowa:
»Wierny Muafaku! dobroczyńnica twoja żyje. Ten który ci list ten odda, życie jéj ocalił, i od tygodnia dał jéj kosztować roskosz podobnych do tych któreś jéj tylekroć zjednywał; staraj się żeby powróciła do seraju, i zapewnij się o dyskrecyi tego młodzieńca tym sposobem, jakeś się jéj zapewniał z drugimi.«
Łatwo, sobie każdy wystawi jakie było zadziwienie Abdula; po kilkakroć przeczytał nieszczęsny ten bilet, własnym oczom wierzyć już niechcąc. Wyszedł nakoniec z Gazny w mocném przekonaniu nie wrócić się więcéj do niéj. Przepędził noc w lesie narzekając na niewiarę Zeili, nazajutrz przyłączył się do karawany kupców Bagdackich.
Strona:Jana Hr. Potockiego Podróż do Turcyi i Egiptu.djvu/70
Ta strona została uwierzytelniona.