ry nas przymusił wnijść do kanału z podartemi żaglami i z linami w dosyć złym stanie.
Straciwszy poranek cały na naprawianiu szkód wczorajszych, puściliśmy się pod żagiel około jedynastéj z rana, i korzystając z dość tęgiego wiatru od północy i zachodu, ku nocy znaleźliśmy się na kanale, który dzieli wyspę Lesbos z brzegami mniejszéj Azyi. Przechodząc się z kapitanem po wierzchu okrętu, usłyszeliśmy głos, który zdał się nam wychodzić z jakiego czółna, którego dla ciemności widzieć niemogliśmy. Lecz głos coraz bardziéj słabiał i zdawał się wołać ratunku; poznaliśmy, że to był człowiek tonący. Kapitan rozkazał natychmiast obrócić okręt i rzucić bat na morze. W rzeczy saméj znaleziono Turczyna, trzymającego się trzech deszczek, związanych zawojem. Położono go koło ognia, i chciano się dowiedzieć o jego przypadkach. Lecz radość, którą czuł, widząc się uratowanym, zmysły mu prawie odjęła, i mowa jego żadnego związku nie miała. Wkrótce potym długiém wycieńczony znużeniem zasnął głęboko; jeżeli jutro