kiego klonu, którego gałęzie służą mu za dach. Tam bywają co tydzień targi, gdzie się zbierają wszyscy z okolicy mieszkańcy. Z drugiéj strony rzeki są dwa długie klony, z których jeden służy za schronienie podróżnym, drugi wielbłądom; tak są wielkie, że całą zasłonić mogą karawanę. Z początku, mieszkańcy zdziwili nas miną swą dumną i bronią którą są zawsze okryci, lecz wkrótce poznaliśmy, że to jest najpowolniejszy lud z całych Turek; korzystając z téj znajomości zapuszczałem się z rozkoszą w rozległych dolinach i lasach góry Idy: piękności natury lubo tam hojnie rozrzucone, nie same tylko miały dla mnie powaby. Widziałem tam pola, gdzie szczęśliwy Parys trzód swych pilnował; cedry które Hektor w ręku swych ważył; laur który tu zachował imię Dafny, i wszystkie te rzeczy wzbudzały we mnie pamiątkę starożytności, żywiéj może niż marmury i kolumny. Dzisiaj już porzucamy to miejsce nie bez żalu z mojéj strony przynajmniéj, byłem tam szczęśliwym i kosztowałem téj spokojnéj słodyczy, którą człowiek czuje kiedy się do natury zbliża. Już mamy rozwinąć żagle, i nie czekamy tylko na Kadego
Strona:Jana Hr. Potockiego Podróż do Turcyi i Egiptu.djvu/93
Ta strona została uwierzytelniona.