i w proporcji bardziéj ludną, lubo powietrze więcéj jak trzecią część obywateli wytępiło téj wiosny. Zaprowadzono mię dziś wieczór do ogrodu Abu Hassana, który uchodzi za najpiękniejszy w całém mieście. Jest to las z drzew kokosowych, bananowych, jazminów arabskich i innych krzewów nieznanych w Europie; ścieszki, mające po obu stronach strumyki, przecinają je; oko zdaje się w nich odkrywać myśl dzikich przechadzek. Lecz ludzie ci szczepią tylko żeby mieć cień, kwiaty i owoce; i mniéj dobrze czyniliby zapewne, gdyby inne mieli zamysły.
Dziś wieczór puściliśmy się do Kairu. Nigdy żegluga przyjemniejszą mi się niezdała. Wody Nilu które się już wznoszą równo z brzegami, odkrywają nam zewsząd pola w wielkiéj bardzo rozległości: wszędzie widać lasy palmowe, sykomorowe, pola okryte ryżem których złocona zieloność nic nam podobnego w krajach naszych niewystawia; nakoniec mnóstwo niezmierne wsiów, któreby zadziwiały, gdyby niebyło wiadomo, że cała ludność egipska skupiona jest nad brzegami dobroczynnéj téj rzeki.