mieniem się z liberalną partją niemiecką. Drugi ten powód niechęci był jednak mniejszej wagi, i jestem pewny, że panowie, o których mówię, pogodziliby się byli jeszcze zawsze łatwiej z liberalizmem lewicy wiedeńskiej, niż z osobą Ziemiałkowskiego. Usunąć go atoli nie mogli, póki większość sejmu trzymała się kierunku utylitarnego, a przerzucić się w kierunek opozycyjny było rzeczą niebezpieczną. Ztąd, mimo szemrań, większość sejmu długo była ścianą, o którą Smolka daremnie rzucał swój groch federalistyczny i oprócz tromtadracji lwowskiej, nikt nie chciał przyłączyć się do „biernej opozycji“.
Zresztą, jak tu się przyłączać, skoro w stronnictwie opozycyjnem byłby rej wodził także demokrata i nie karmazyn, Smolka! Szukano więc z pewnej strony kierunku pośredniego, któryby pozwalał odepchnąć zarówno Ziemiałkowskiego, jak Smolkę. Sejm z r. 1868 uchwalił rezolucję, domagającą się dla Galicji odrębnego stanowiska, na wzór tego, jakie ma Kroacja. Rezolucja ta wypadła nieco bałamutnie i jak dziecko, które ma za wiele nianiek, nie wychowała się nigdy. Zrobiono z niej atoli program wobec Wiednia, i ziszczenie tego programu miało być zadaniem delegacji. W r. 1868 i 1869 delegacja prowadzona przez Ziemiałkowskiego daremnie o to się kusiła, natomiast udało się uzyskać ważne koncesje administracyjne: spolszczenie szkół, urzędów i sądów. Wszystko to zdawało się niczem wobec żądań zawartych w rezolucji, z tą zaś szło, jak z kamienia. Wówczas to z większości sejmowej poczęła wyłaniać się partja środkowa, arystokratyczno-szlachecka, usilniej niby, w gruncie zaś tylko głośniej a nieszczerze domagająca się przeprowadzenia programu rezolucyjnego. Wszczęły się spory o to, jak rezolucję pojmować, w jaki sposób wywalczać ją należy. Z początku, rozdwojenie to nie dało dostrzedz się na zewnątrz w właściwej swojej formie, i nie łatwo było dostrzedz celów ukrytych pod najgorliwiej „rezolucyjnemi“ frazesami. Dopiero Kraj założony przez ks. Adama Sapiehę zdradził niezręcznie plan, polegający na tem, by Ziemiałkowskiego usunąć z delegacji, a póżniej — prowadzić tę samą co i on, tj. utylitarną politykę. Gazeta Narodowa wytknęła nielojalność takiego postępowania i zarzucała księciu Sapieże, iż pragnie zająć stanowisko Ziemiałkowskiego, tj. przodować w delegacji, nie posiadając potrzebnych ku temu warunków. Niektóre z tych zarzutów, i to właśnie najsilniejsze, znajdzie czytelnik na dalszych kartkach tej książki.
Książę Adam Sapieha miał nieco dobrych chęci, paraliżowało je atoli zawsze niezrozumienie sytuacji, otoczenie się lichymi doradcami, jakoteż folgowanie bądź osobistym, bądź kastowym i familijnym niechęciom, obok braku jakiejkolwiek wytrwałości. Odgrywał on tedy rolę „czerwonego“ księcia i bywał w razie potrzeby dezawuowanym przez „swoich“ — w razie potrzeby zaś innej, misją jego było prowadzić „ulicę“ tam, dokąd ją zaprowadzić chciano. Mina bezowocnie i bezcelowo opozycyjna, jaką umiał przybierać, rola, jaką odegrał był w czasie powstania, imponowały tym ludziom z „ulicy“, którzy bezinteresownie dawali się brać na wędkę — inni świadomie i dla osiągnięcia bezpośrednich lub pośrednich korzyści, służyli „panu“, jak sługiwała niegdyś demokracja szlachecka. Ogół nie rozumiał o co chodzi, dał się porwać frazesami opozycyjnemi, tem ponętniejszemi, gdy rząd i Rada państwa najmniejszej nie okazywały chęci uczynienia zadość żądaniom kraju. Nad tem, czy kraj może zmusić
Strona:Jana Lama Kroniki lwowskie.djvu/10
Ta strona została skorygowana.