sięwzięcie, widziałem już w duchu, jak mocno staję się popularnym we własnej mojej, najściślejszej ojczyźnie. Było to marzenie słodkie i wzniosłe zarazem. Członkowie jakiegoś towarzystwa — bodaj czy nie strzeleckiego, dawali obiad na cześć moją. Poiłem się gratis szampanem od p. Wojtawickiego, i krzywiłem się z rozkoszy. W moich oczach jeden z redaktorów Dziennika Lwowskiego przygotowywał do druku artykuł, zaczynający się od słów:
„Wczoraj, w salach Strzelnicy miejskiej, odbył się obiad na cześć wielkiego i znakomitego naszego.... i t. d.“ I w istocie, czułem się już tak wielkim i znakomitym, że miałem ochotę dać umieścić mój portret w — Chochliku i upoważnić redakcję tego pisma do napisania mojej biografii, ale wtem niestety! ocknąłem się i przypomniałem sobie, że jestem dopiero w drodze do dostąpienia wszystkich tych zaszczytów, że kto chce zostać wielkim, musi wprzód umieć czuć i uznać wielkość w drugich. Jest to właściwością wielkich umysłów i znakomitych talentów, że umieją poznać i ocenić u drugich te przymioty, któremi się sami odznaczają. Przejęty tą prawdą, zanotowałem sobie dla lepszej pamięci w pugilaresie, że p. Kornel Szlegel jest wielkim malarzem, p Adam Miłaszewski jest wielkim dyrektorem teatru, p. Jan Szuman jest wielkim mówcą, p. Henryk Szmitt jest wielkim historykiem, a pan Wojtawicki jest znakomitym restauratorem i oraz wielce zasłużonym upiększycielem ogrodu Pojezuickiego. Teraz mam już pewność, że znajduję się na dobrej drodze, i że będę wzrastał w łasce u moich współobywateli, bo powtarzam raz jeszcze, że kto chce być uwielbionym, ten musi umieć wielbić.
Każda wycieczka po Lwowie zaczyna się zwykle od placu Marjackiego, który w czasie upału odznacza się największym kurzem, a w czasie słoty najtrudniejszem do przebycia błotem. Na chodniku naprzeciw hotelów zawsze jedna i ta sama grupa ciekawych przypatruje się z jednej strony ciekawym ewolucjom fiakrów, pędzących ciągle bez najmniejszej potrzeby w około i roztrącających przechodniów, z drugiej zaś strony, na wystawie u Jaskólskiego każdy podziwia fotografie różnych znakomitości politycznych i artystycznych. Te ostatnie, o ile są płci żeńskiej, mają głowę wdzięcznie pochyloną, jedna na prawe ramię, a drugie na lewe. Oto najważniejsze i najciekawsze spostrzeżenie, jakie można zrobić na placu Marjackim. Gdybym był malkontentem politycznym, zrobiłbym jeszcze jedno: to, że dobrze jest, iż widzimy przynajmniej fotografie naszych wielkich mężów stanu, kiedy dzieł ich nigdzie nie widzimy. Oto np. Wydział krajowy in effigie wystawiony jest na widok publiczny, a dzienniki nie mogły go uprosić, by uczynił to z wnioskami swojemi, przygotowanemi dla sejmu, co uczyniono tu na wystawie z wizerunkami szanownych jego członków. Miło to jest dobremu patrjocie popatrzyć, że reprezentanci narodu mają po części wielkie wąsy i brody, a po części golą się, ale milej jeszcze byłoby mu przeczytać, co też oni uradzili pro publico bono? Dziś takie czasy, że każdy chciałby wścibić swoje trzy grosze — nie do skarbu publicznego, ale do rozpraw nad sprawami publicznemi. Otóż gdy sejm będzie zwołany, krótkość czasu jego posiedzeń nie pozwoli zapewne rozebrać dokładnie wszystkich wniosków, i nowe ustawy mogą wypaść tak niefortunnie, jak nieprzymierzając — niektóre dawniejsze. Oczywista rzecz,
Strona:Jana Lama Kroniki lwowskie.djvu/101
Ta strona została skorygowana.