dr. Fränkel, dr. Loewenstein, dr. Hönigsmann, Kolischer i inni? Gdyby nareszcie żydzi tutejsi nie liczyli nawet w swojem łonie tak znakomitych i sprawie naszej sercem przychylnych mężów, nie mielibyśmy jeszcze żadnej podstawy odmawiać im praw obywatelskich, z któremi rodzi się każdy człowiek, i w których wykonywaniu przeszkadzać mu nikt nie może, skoro uprawniony upomina się o to, co mu się należy. Mówią niektórzy, że żydzi powinni wprzód złożyć dowody, iż pojmują i wypełniają obowiązki obywatelskie, nim będą mogli upomnieć się o prawa. Śmieszny to warunek, i gdyby go zastosowano do chrześcian, mielibyśmy — niestety — zbyt mało uprawnionych do wyboru i t. p. Oto p. X służył swojego czasu reakcji, oto p. Y. za czasów Meternichowskich bywał asesorem przy sądach, w których bito i męczono więźniów politycznych, a pana Q. dom i kieszeń zamknięte były zawsze dla braci, cierpiących za sprawę ojczystą; oto nawet jeden z najgrubszych patrjotów i zawziętych demokratów dzisiejszych — jako mąż zaufania policji, po roku 1848 wskazywał tę młodzież rzemieślniczą, którą jako skompromitowaną politycznie oddawano pod karabin i t. d. i t. d. Nikt nie ma prawa sądzić drugiego, bo mało kto jest bez winy. Zarzucamy żydom polskim brak patrjotyzmu bardzo niesłusznie, bo Polska dała im tylko przytułek, a nie zrobiła ich Polakami, tak jak nie zrobiła Polakami mieszczan i chłopów. A mimo to, wraz z mieszczaństwem, ocknęli się i żydzi, i poczuli się do obowiązków obywatelskich. Lata 1861, 1862 i 1863 dały tego świetne dowody. I tak dziś stoją rzeczy, że — choć nie wiem, czy zgodzi się na to Czas i książę Sanguszko — gdybyśmy dziś mieli nanowo Rzeczpospolite i senat na wzór dawnego, to musiałoby się w nim znaleźć krzesło n. p. dla Mejselsa. Tak, obok „urodzonych legatów“, obok książąt Siewierskich, obok potomków Gedymina i Ruryka, obok Pilawitów, Łodziów, Prusów i Szreniawitów, powinienby zasiąść Mejsels, żyd, z długą brodą i z pejsami, w jarmurce, bo — zasłużył na to, i więcej podobno, niż nie jeden z tamtych....
Otóż mamy… zacząłem od kazania demokratycznego, a zaszedłem do senatu! Już słyszę, jak „z pod Wawelu“ woła ktoś, mocno zgorszony, że nie należy łowić ryb przed niewodem itd. Już widzę, jak Benjaminek wzywa wszystkich ojców kościoła i doktorów, by mię oświecili! Cofam się tedy i wracam do uchwały naszej Rady miejskiej. Nie będzie ona żydom rękojmią ogólnego u nas przejęcia się zasadami postępowemi, ale na szczęście, żydzi są zbyt wykształceni, by nie wiedzieli, że i u nas świat nie kończy się na radnym Dąbrowskim i na jego kolegach, demokratach z cechu demokratycznego. Skończy się to wszystko na ostrych przymówkach ze strony liberałów niemieckich, którzy nagle odkryją u nas ogromną agitację klerykalną i gotowi jeszcze wołać o stan oblężenia, bo wyobrażą sobie, że najnowsze i najpiękniejsze ich cacka, ustawy zasadnicze, są w niebezpieczeństwie. Mniemam, że trwoga ta okaże się wkrótce nieuzasadnioną, i że radny Dąbrowski nie obali konstytucji austrjackiej, nawet gdyby się sprzymierzył z owym panem (X) z Wiednia, który tak nienawidzi Mühlfelda i wielbi hr. Thuna. To też przejęty tą pewnością, przeszedłbym zaraz nad całą tą kwestją do porządku dziennego, gdyby mnie nie gniewały niektóre złe języki, wyzyskujące po swojemu sprawę obrad nad statutami miasta Lwowa.
Strona:Jana Lama Kroniki lwowskie.djvu/105
Ta strona została skorygowana.