dwa razy dwa jest cztery, i na którego pada podejrzenie, iż niegdyś był w stosunkach bliższej zażyłości z kronikarzem lwowskim Gazety Narodowej. Za tak niesłychane zbrodnie postawiony był in effigie pod pręgierz opinii publicznej, a obecnie miano go wieszać, albowiem hrabia Pankracy orzekł, iż każdy specjalista niebezpiecznym jest dla dobra ogółu, a książę Pankracy oświadczył, iż niepodobna byłoby wyciągnąć najmniejszy zysk z przesiędbiorstwa jakiejkolwiek kolei, gdyby przyjęto zdrożną zasadę, iż dwa razy dwa jest cztery. Mężowie zaś, niosący swoje piedestale pod pachami, oświadczyli zgodnie, iż kady kto miał bliższą styczność z kronikarzem lwowskim Gazety Narodowej, powinien być natychmiast powieszonym, inaczej mogłyby wrócić czasy, w których „Organ demokratyczny“ miał tylko 400 abonentów płacących a 300 gratysowych.
Wyobraź sobie, łaskawy czytelniku, moje przerażenie, i chciej uprzytomnić sobie, co mogło mnie czekać tam, gdzie sama znajomość ze mną była tak ciężką zbrodnią! Oczywista rzecz, iż nieczekając, by mię poznano, dałem natychmiast drapaka. Biegłem bez tchu, rozpychając wszystko i przeskakując wszystkie przeszkody, aż oto nagle zawadziłem nogą o piedestał, na którym wyryte były litery JA![1] i wywróciłem go wraz z żyjącym pomnikiem wielkiego męża, który stał na nim. Szczęście, że wielki mąż nie miał głowy, inaczej byłby ją sobie niewątpliwie rozbił o kamienie. Ale choć wywrócenie piedestału nie miało innych złych skutków, jak ten, że wielki JA! znalazł się chwilę w bardzo śmiesznej pozycji, rzesza rzuciła się na mnie z dzikim okrzykiem — poznano mię po tej sprawce i zaczęto dusić. Ze strachu przebudziłem się, i wstawszy, wyszedłem na miasto, by się przekonać, że wszystko to było tylko snem złowieszczym. I w istocie uspokoiłem się wkrótce: na placu Gołuchowskich nie znalazłem prócz menażerji i wodotrysku nic, coby mogło przypominać mi widzianych we śnie demokratów i literatuf, i w ogóle na 10.000 dusz tutejszej ludności zaledwie jedna wiedziała, że mamy w istocie różnych Pankracych i różnych wielkich ludzi, noszących swoje piedestale i dekreta na nieśmiertelność w kieszeni. Poczciwe to miasto, ten Lwów! Poznań, Kraków, Genewa, Zurych, Paryż i Londyn kłopocą się jego drobnemi sprawami, Dziennik Poznański, Czas, Polska, Głos Wolny i Niepodległość traktują, na serjo sprawy nawet tak mało znaczące, jak sprawa Towarzystwa narodowo demokratycznego — tylko Lwów sam nie zajmuje się niemi wcale, a już najmniej Towarzystwem demokratycznem. Podobno sen mój zostanie snem i po dziesięciu latach!
Ale od snów, przejdźmy już raz do rzeczywistości, korzystajmy z wolności druku, ażeby pomówić o ważnych sprawach, pozostawionych do referatu kronikarskiego. Oczywista rzecz, iż wolność druku według najobszerniejszych wyobrażeń przedlitawskich, polega na tem, iż piszącemu wolno pisać, co mu się podoba, a panu prokuratorowi wolno także konfiskować, co mu się niepodoba. Wolność prawdziwa powinna być jednakową dla wszystkich, a ustawom przedlitawskim można oddać tę sprawie-
- ↑ To „JA“ zdaniem tejże złośliwej publiczności, odnosić się miało do pewnego historyka lwowskiego. Czy to prawda — nie wiem, powtarzam to raz jeszcze!