krzywdę wyrządzają naszemu miastu, zakazując zgromadzenia ludowego. Jestto krzywda historyczna, albowiem od czasu Kokoszej wojny nie mieliśmy żadnego mityngu na Rusi Czerwonej ani w jej stolicy. Ja sam mam osobistą pretensję do ministerstwa i do władz krajowych, z powodu iż stawiają przeszkody mityngowi. Przygotowałem się był z mową, do której ani się umyły wszystkie wywody historyczne o „demokratyzmie“ konfederacji barskiej. Sięgnąłem ja głębiej i dalej w dzieje naszego narodu, bo aż do czasów Zygmunta Starego i królowej Bony. Przy pomocy uczonego wywodu, nasrożonego nieskończoną ilością cytatów, tak ze starych kronik XVI. wieku, jakoteż z kronik „Organu demokratycznego“, byłbym dowiódł jasno jak na dłoni, że wierni tradycji, snujemy teraźniejszość i przyszłość z przeszłości. Czemże jest, w istocie, dzisiejsze społeczeństwo nasze i czem jest w szczególności demokracja narodowa, jeżeli nie dalszym ciągiem, albo nowem poprawnem wydaniem Kokoszej wojny? Tak jest, przodkowie nasi, możemy to powiedzieć bez chauvinizmu — już w XVI. wieku odgadli i przeczuli to, co dziś nazywa się „zasadami demokratycznemi“. Gdy się zebrali w większej liczbie, miewali długie przemówienia, hałasowali, debatowali — i rozchodzili się do domu bez żadnego rezultatu. Tak, za czasów Zygmunta Jagielończyka, skończył się sławny mityng pod Lwowem, tak kończą się i dzisiaj nasze zgromadzenia i narady polityczne. Ani Moskal, ani Tatar, ani nawet p. Hasner nie poczuje ztąd żadnych skutków: natomiast wyrabiają się „pojęcia,“ wybierają się prezydenci, wydziałowi, sekretarze, a nawet reprezentanci dyplomatyczni w postaci delegatów. Niepodobna obliczyć, ile na tem zyskuje godność i duch narodowy.
Ale stało się! P. Giskra nie chciał, ażebym miał sposobność wyjaśnić kochanym moim ziomkom, a w szczególności „ludowi“ lwowskiemu, ten mój historjozoficzny pogląd na kokosze stosunki nasze dzisiejsze i przeszłe. Zakazano zgromadzenia ludowego, a półurzędowa gorliwość „sfer dobrze poinformowanych“ udaje się do łatwowierności królestw Galicji i Lodomerji z prośbą, by ta ostatnia chciała uważać za rzecz prawdziwą, iż gabinet petersburgski przyznał się pośrednio do agitacyj swoich w Czechach, obiecując zaniechać ich na przyszłość, jeżeli Austrja zakażę dr. Smolce i p. Schmittowi zbyt głośnych demonstracyj anti-moskiewskich. Pokazuje się, że gabinet petersburgski jest szczerszym, niżby się kto spodziewał. Kopie on wprawdzie dołki pod swoją sąsiadką, Austrją, ale przyznaje się potem do tego łatwiej niż dr. Smolka do redakcji Dziennika Lwowskiego. Tylko że dr. Smolka przyznał się do tej redakcji, a raczej do komisji, która ją kontrolowała, dopiero wtenczas, gdy ogłosił równocześnie, iż z niej występuje, a ks. Gorczakow tylko warunkowo obiecuje wstrzymać się od redagowania opozycji czeskiej, przyznając się otwarcie do tej pokątnej „redakcji“.
Przebrzmiała już polemika między p. Kornelem Ujejskim, jego przyjaciółmi, dr. Smolką i panem H. M. Jeszcze tylko korespondenci lwowscy zdają z niej sprawę w dziennikach zamiejscowych, i demokratyczny korespondent wiedeński, ten sam, co to prawie kanonizował hr. Thuna, wyraża się, że spór o to, czy kto należy do jakiej redakcji lub nie, jest dla Galicji „smutnem świadectwem“. W tym wypadku trudno mi nie zgodzić się z szanownym korespondentem: niema nic smutniejszego nad to, iż ktokol-
Strona:Jana Lama Kroniki lwowskie.djvu/126
Ta strona została skorygowana.