Strona:Jana Lama Kroniki lwowskie.djvu/135

Ta strona została skorygowana.

wiają je z Polakami jako dwa nieprzyjazne obozy: — otóż właśnie tego przeciwstawienia, radzibyśmy nie widzieć. Nie czyńmy drugim tego, co nam jest niemiłe. Nie pojmujemy patrjotyzmu tak jak Niemcy i Moskale, nie upatrujemy go we wdzieraniu się w obce granice. Tyle mamy do czynienia, byśmy na własnej ziemi ochronili narodowość naszą od zagłady! Cały patrjotyzm moskiewski zasadza się dziś na tem, by zmoskwicić ziemie polskie; cały patrjotyzm niemiecki w Wiedniu wytęża się, by zniemczyć co mu tylko wpadnie pod rękę. Jak obrzydliwemi są do czytania dzienniki moskiewskie, które niczem nie są zajęte, jak tylko środkami wytępienia polszczyzny, albo wiedeńskie pełne wycieczek przeciw Czechom! Rządy znęcają się środkami administracyjnemi, a publicyści jadem swojej złości nad nieszczęśliwemi ludami, skazanemi na męczeństwo. Oczywista rzecz, że stosunek między nami a Rumunami dalekim jest od wszelkiej anologii z tamtemi, ale nierozważnie wypowiedziane słowo może czasem stać się powodem kwasów i niechęci. To chcieliśmy wypowiedzieć, pisząc przeszłej niedzieli o tym przedmiocie Nie nasza wina, że nas rozumieć nie chciano.

(Gazeta Narodowa, Nr. 188. z d. 15. sierpnia r. 1868.)





33.
Powrót teatru polskiego. — Rumuni nie zadali nam żadnej klęski. — Rozpamiętywania na galerji sejmowej. — Szczęśliwe położenie fejletonisty. — Es ist etwas faul im Staate Cisleithanien. — Oświadczenie posła Borkowskiego w sprawie listu do „Słowianina“.

Mamy teraz dnie samych powitań. Witamy teatr nasz, wracający z letniej na Wołoszę wyprawy, witamy powracających do domu uczestników obchodu w Rapperswyl, i witamy, po długiem niewidzeniu, szanownych posłów sejmu krajowego, w chwili otwarcia najciekawszej, jak dotychczas, sesji parlamentu galicyjsko-lodomeryjskiego.
Z wszystkich tych powitań najczulsze, położyłem na pierwszem miejscu. Nie chcę rozrzewniać siebie i czytelników łzami radości, którebyśmy musieli wylewać, zastanawiając się nad niespodzianie prędkim powrotem teatru do Lwowa, obliczając piękniejszą część hufców Talii i nabywając pewności, że nie ponieśliśmy żadnej a żadnej straty. Szczęśliwszy od króla Olbrachta, p. Miłaszewski powrócił z nieprzerzedzonemi szeregami. Mówią, że Rumuni srożyli się nieco, ale potem — dali pokój. I dobrze zrobili! My, jak Grecy, nie damy sobie wydrzeć bezkarnie żadnej Heleny. Niechnoby się który był ośmielił, a Czerniowce, jak niegdyś Troja, uległyby były długiemu oblężeniu! Znalazłby się był „popularny“ Agamemnon, któryby był poprowadził nasze zastępy. Wiem nawet, ktoby był