Strona:Jana Lama Kroniki lwowskie.djvu/137

Ta strona została skorygowana.

wych męczy się w cichości nad pytaniem, jak tu wytłumaczyć profanom, że zrobił w Wiedniu wszystko jak najlepiej, że upominał się jak najenergiczniej o koncesje dla kraju i jak najzręczniej korzystał z każdej sposobności, by je otrzymać. Rzecz aż nadto widoczna, że panowie ci męczą się daremnie: propinację trzeba będzie czemprędzej sprzedać, żydów wyemancypować, a krajowi zostawić to smutne przekonanie, że wszystko mogłoby było pójść trochę lepiej, choć Towarzystwo demokratyczne powzięło już uchwałę w duchu przeciwnym. Dlatego też wracam do pierwszego mojego cytatu: Es ist etwas faul im Staate Dänemark — to jest po polsku: „Coś się popsuło w Przedlitawskiej maszynie rządowej“. Jedno z kółek zaczyna skrzypieć i nie obraca się już tak dobrze, jak pierwej. Potrzeba by to kółko dobrze posmarować, jeżeli cała skomplikowana maszyna niema stanąć na miejscu. Studenci nie chcą słuchać pana profesora, es gibt viele „Schwätzer“ — nie będzie eminencji e moribus; cała klasa zasługuje na naganę i napomnienie.
Gdybym był marszałkiem sejmowym, kazałbym najprzód dr. Smolkę, dr, Zyblikiewicza i p. Krzeczunowicza zapisać do Schwarcebuchu za to, że zaalarmowali spokojny świat przedlitawski, występując nagle jako skrajna opozycja. Galerje, jak zwykle, przyłączyły się do nich, i przyjęły oklaskami wniosek dr. Smolki, żądający cofnięcia uchwały sejmowej z dnia 2. marca r. z. W tym więc wypadku, nie można powiedzieć, że dr. Smolka, uczepiwszy się ogona rozhukanego konia, dał mu się unieść — owszem uniósł on innych za sobą. Ale czy dr. Smolka daje się unosić, czy sam porywa drugich, rzecz zostaje zawsze bardzo irytującą. Jakiś rodzaj zgrozy malował się na twarzach większości reprezentantów kraju, a książę marszałek groził, że zamknie.... posiedzenie, jeżeli się galerja nie uciszy. Tylko włościanie i księża zachowali wzorową obojętność.
Przyszłe posiedzenie wykaże zapewne więcej jeszcze takich charakterystycznych objawów — nie omieszkamy zdać z nich sprawy w Kronice, ilustrując tym sposobem zwykłe sprawozdania z posiedzeń sejmowych. Uwaga powszechna zwrócona jest w tej chwili na to, co się dzieje w sejmie; jedna tylko panna Gallmeyer jest w stanie rozdwoić zajęcie pewnej części publiczności i skierować je ku sobie.
Ale, ale — zapomniałbym prawie donieść, że poseł Borkowski wydrukował oświadczenie w sprawie listu swego, ogłoszonego w moskiewsko-polskim Słowianinie. Pan hrabia, który lubi zwykle chwalić się sokolim, i więcej niż sokolim, bo proroczym wzrokiem — przyznaje się nagle, że czasem niedowidzą, tak, jak pierwszy lepszy z krótkowidzących polityków galicyjsko-lodomeryjskich. Otóż dowiadujemy się, że pan hrabia w skutek tej niedoskonałości wzroku swego politycznego nie dojrzał w programie Słowianina tego, co widziały nietylko dzienniki, ale nawet małe dzieci, które skończyły pierwszy kurs nauki czytania. Gdyby p. hrabia nosił okulary, jak poseł Krzeczunowicz, nie byłby owym listem trącił o opinię kraju i swoich wyborców, jak o słup nosem. Ale stało się, i przynajmniej w cztery tygodnie po fakcie dokonanym dowiedzieliśmy się, że Słowianin nie jest organem przybocznym posła obwodu Samborskiego. P. hrabia nie Moskwę, ale Słowiańszczyznę uważa jako port wygodny, do którego będziemy mogli zawinąć, skoro nam się sprzykrzy być Polakami. Gdy nam się to