Strona:Jana Lama Kroniki lwowskie.djvu/147

Ta strona została przepisana.

przyjęcia, gubernator prowincji zapytał panów radnych, co też obmyślili na przyjęcie króla? — Ha, odpowiedzieli, postawimy dwie bramy tryumfalne i wyprawimy serenadę Najj. Panu. — Jakto, serenadę, odrzekł gubernator — czy rada municypalna będzie śpiewać?... Mówią kroniki, że na to zagadnięcie ze strony Jego Ekscelencji, obydwaj stolarze, lakiernik i fabrykant przyborów do oświetlenia, zapomnieli języka w gębie, a jeden tylko złośliwy kronikarz dodaje, że niewiadomo mu, czy w skutek tej rozmowy członkowie rady municypalnej owego miasta przyjęli sobie w ostatniej chwili nauczyciela śpiewu, któryby ich nauczył wyrażać melodyjnie tenorem, barytonem i basem uczucia, potrzeby i nadzieje ludności, przez nich reprezentowanej[1].
Z tej małej wzmianki może się każdy przekonać, że od najdawniejszych czasów kronikarze byli w skutek złości swojej taką plagą społeczeństwa, jak są dzisiaj. Ale za owych dawnych czasów, miasta miały przynajmniej sądownictwo w swoim ręku: lada chudopachołek piśmienny nie mógł bezkarnie naigrawać się z majstra szewskiego albo stolarskiego kunsztu, jadowita przewrotność kronikarska nie mogła chodzić po ulicy i rozpierać się w kasynie mieszczańskiem, bez obawy pręgierza i miecza. Prawo teutońskie nie żartowało w takich razach. Otóż ze względu na opłakaną zmianę stosunków pod tym względem, pewna frakcja pewnego arcyliberalnego i politycznie dojrzałego Towarzystwa uchwaliła temi dniami uzupełnić siódmy z kolei swój program w sposób, wyrażony w następującej petycji do sejmu:
„Wysoki sejm raczy uchwalić, że od czasu zniesienia miejskich sądów magdeburgskich, my stolarze, krawcy, szewcy i lakiernicy pokrzywdzeni jesteśmy w obywatelskich naszych prawach, albowiem nietylko czarownice czarują, urzekają i zamawiają teraz bezkarnie, ale też namnożyło się różnego rodzaju piśmiennego plugastwa, które wymyśla różne niestworzone rzeczy, jako to: ortografie, geografie i inne bezbożności, i opisuje nas po rozmaitych gazetach, paszkwilach i kalekaturach, czego przedtem nie bywało. A zatem Wysoki sejm raczy uchwalić taki dodatek do statutu miejskiego:
1. W królewskiem wolnem i stołecznem mieście Lwowie przywraca się sąd gardłowy magdeburski na czarowników, gazeciarzy, heretyków, paszkwilantów, i tym podobne pospólstwo, pospolicie inteligencją zwane.
2. Ktoby się poważył „opisać“ obywatela miejskiego w gazecie albo w innym jakim paszkwilu, ma byc przez trzy dni na pręgierzu przed raratuszem miejskim wystawiony, chłostą publicznie ukarany, a następnie obwieszony. Poczem ma mu być wytoczony proces jako oszczercy i fałszerzowi publicznemu, w skutek czego ma być ćwiartowany, końmi włóczony, i na pal wbity, i na koło wpleciony, a nakoniec po wieczne czasy ma być wypędzony z miasta, i wykluczony z kasyna mieszczańskiego.

3. Ponieważ mieszczaństwo tutejsze, z wyjątkiem takzwanej inteligencji, już jest dostatecznie pod względem politycznym dojrzałe, przeto nie ma być wolno wydawać we Lwowie gazet, książek, ani żadnych innych druków, z wyjątkiem partecetlów i senników egipskich, czemu jeżeliby się

  1. Podobiuteńki wypadek zdarzył się był wówczas właśnie we Lwowie, z powodu zapowiedzianego przybycia cesarza austrjackiego Franciszka Józefa.