Strona:Jana Lama Kroniki lwowskie.djvu/150

Ta strona została przepisana.
Studja sejmowe.
I.

Jakby to pięknie brzmiało, gdybym mógł na czele t*ej skromnej mojej pracy położyć szumny tytuł: „Studja z obydwu Izb sejmu królestw Galicji i Lodomerji i t. d.!“ Przypominałoby to najprzód „akwarele z obydwu Izb Sady państwa,“ znane czytelnikom Wanderera, i chętniej nierównie czytywane tu we Lwowie, niż najgłębsze poglądy polityczne i najświeższe, prosto z pieca, programy Organu demokratycznego. Postęp bowiem narodowo-demokratyczny zrobił u nas dotychczas tak mało postępu, że na 100 osób, zwidzających kawiarnie i cukiernie, 99 wie dokładnie, kogo pan I. J. K. „zrypał“ w ostatnim fejletonie Wanderera, a zaledwie 1% potrafi odpowiedzieć na pytanie, jaki jest najnowszy program, sformułowany przez naszych lokalnych nieboraków politycznych, piszących, drukujących i sprzedających swój Organ naprzeciw katedry! Na prowincji, według wiarygodnych podań, większość ma być nawet tak zacofaną, że nie domyśla się wcale istnienia tak znakomitego organu, podczas gdy szlachecka mniejszość stłumia go, ile jej sił starczy, bo obawia się utraty prawa primae...., propinacji, lasów, pastwisk, gruntów i innych średniowiecznych przywilejów, których Organ demokratyczny jest stanowczym przeciwnikiem. Oj, ta szlachta! Gdybym był demokratą, jak dr. Henryk Jasieński, albo jak dr. Kalisz, odstąpiłbym nietylko wszystkie ziemie po San, jak to już Dziennik Lwowski uczynił (patrz w Dzienniku Lwowskim z dnia 21. z. m. artykuł o uroczystości w Rapperswyl) — odstąpiłbym całą szlachtę z nad Wisły, Warty, Gopła i Pilicy, odstąpiłbym ją Moskalom, djabłu, piekłu — byleśmy się jej pozbyli z tego kawałka kraju, który nam wspaniałomyślnie zostawił i Polską nazywać pozwolił szanowny Organ szanowniejszych jeszcze różnych nieboraków politycznych. Ale niebo chciało inaczej: zamiast narodowej demokracji, jąłęm się za młodu innego zupełnie rzemiosła; zamiast pracować dla Moskali, pracowałem przeciw nim, ile sił stało; nie odstąpię im więc nigdy ani Rusi, Wołynia, Podola i Ukrainy, ani nawet jednego szlachcica, choćby tak maleńkiego, jak poseł Krzeczunowicz.
Mówiłem tedy, że piękniejby było, gdyby nasz sejm miał dwie Izby. W istocie trudno odgadnąć, dlaczego troskliwa macierz nasza Przedlitawia, uchwalając różne niezmiernie dla nas zbawienne ustawy, jako to: podwyższenie podatku gruntowego, sprzedaż dóbr skarbowych, i t. p., nie pomyślała o tem, że jednolitość państwa wymaga koniecznie, by sejm galicyjski miał także swoją Izbę panów, skoro ją ma rajchsrat wiedeński. Niewinny ten żarcik konstutucyjny powiększyłby znacznie splendor przesławnej korony galicyjsko-lodomeryjskiej, z drugiej strony uczyniłby niemożliwem przyjście do skutku wszelkiej ustawy, nielicującej z konstytucją grudniową. Autonomiści i centraliści byliby jednakowo zadowoleni, a ja z galerji sejmowej nie miałbym tego serce rozdzierającego widoku, że panowie z panów muszą siedzieć na jednych i tych samych ławach