I tak tedy, mamy aż dwie opozycje: są najprzód oni opozycja, niereprezentowani w sejmie, i ony opozycja (ony z przyciskiem na drugiej zgłosce). W tem zgadzają się obie opozycje, że jedna i druga chciałyby, ażeby Polacy w Galicji odegrali tę samą rolę, co Czesi w swoim kraju. Oni wzięliby wówczas w udziale palmę męczeńską, a ony stałyby sia bolszyństwom (od dwóch miesięcy, dawniejszy wyraz bolszost, jako już zbyt utarty, zastąpiony został przez bolszyństwo). Sęk jest w tem, że dzisiejsze bolszyństwo, polskie, nie chce się dać wywieść w pole, Polacy zagrzęźli w grubym materjalizmie, nauczyli się, czego nigdy nie umieli: nauczyli się rachować. Wolą już teraz wróbla w ręku, niż tysiąc na dachu. Oni zżymają się z tego powodu, a ony pospuszczali mocno nosy na kwintę. Borba osłabła; dziś jutro, który z rezolutniejszych filologów wystąpi może za wnioskiem Smolki, i będzie tłumaczył Polakom, że oni, kotory wsiegda tak dobro boryłyś za wolnośt, powinni i teraz stanąć w bratnim szeregu słowiańskim i doprowadzić czemprędzej do rozwiązania sejmu i do rozpisania bezpośrednich wyborów. Najlepiej wypaliłby taką mowę ks. Pawlików, ma on najwięcej talentu dramatycznego. Sam nie wiem, czy nie rozpłakałbym się z rozczulenia, gdyby Organ demokratyczny znalazł w nim wyraziciela i tłumacza uczuć swoich. Dr. Smolka już zapewnił uroczyście, iż podziękowałby pp. moskalofilom za takie poparcie swego wniosku. Ogromna większość kraju i większość w sejmie jest innego zdania.
Opozycja filologiczna w sejmie lwowskim straciła niezmiernie wiele z zewnętrznych charakterystycznych cech swoich, odkąd nie tworzy już falangi, gęsto skupionej na dziewięciu ławach po prawicy księcia marszałka, ale rozrzucona jest sporadycznie po tej stronie sali. Na czele osamotniony ks. metropolita, potem ks. Pietruszewicz, ks. Guszalewicz, a dopiero za tym ostatnim cała jedna ławka stanowi niejako gros tej małej armii. Na prawem skrzydle, ks. Pawlików między dwoma sowietnikami, oto najciekawsza grupa. Na szczególne współczucie zasługują mianowicie pp. sowietnicy; odkomenderowani przed laty do lejb-brygady Szmerlingowskiej, dziś po utracie naczelnego wodza wydają mi się jak dwa statki, pozbawione steru, i z trudnością przemykające się między rafą lojalności z jednej, a szkopułami kongresowo-etnograficznemi z drugiej strony. Za dawnych, dobrych czasów, póki moskiewszczyzna nie była nichts Auswärtiges, poseł Ławrowski. żeglował śmiało po różnych wodach — dziś russki sowietnik w awstryjskiskij służbie zaczyna być ogromnym anachronizmem, bo p. Beust pojmuje te rzeczy całkiem inaczej, niż jego poprzednicy. Eto kurjoznoje sostojanie musi obydwom pp. sowietnikom sprawiać od czasu do czasu wcale niemiłe uczucie, tem bardziej, że żaden z nich nie ma szansy zostania biskupem chełmskim. Na wypadek aneksji Galicji do Moskwy, musianoby najprzód sowietnika Kowalskiego oddać do korpusu kadetów, ażeby się nauczył wyrażać poprawniej na russkom jazykie, niż to czyni dzisiaj. W połowie każdej mowy kończy się jego copia nerborum, przemawia on wówczas narzeczem tak opolaczonem, jak pierwszy lepszy miateżnik z dziewiętnastu gubernij „zapadnich“. A sowietnik Kowalski chodził przecież do szkół za czasów metternichowskich, kiedy nie uczono ani słowa po polsku! Jest to tedy opolaczenie dobrowolne, karygodne wyrusszczenie się, za które Sybir w oczach Katkowa byłby łaską, a nie karą. Zastupnyk naroda,
Strona:Jana Lama Kroniki lwowskie.djvu/154
Ta strona została przepisana.