W braku naturalnego systemu, wynikającego z podziału na stronnictwa polityczne, potrzebaby właściwie podzielić Izbę lwowską według tego, jak się grupują zdania w kwestjach niepolitycznych, — na przykład, W kwestji zarządu dróg krajowych, albo w kwestji podzielności gruntów. Sztuczna taka klasyfikacja na wzór Linnego, miałaby jednak tę niedogodność, że na czele każdej klasy stanęliby sami dii minorum gentium, albowiem ci najchętniej i najdłużej przemawiają w sprawach tego rodzaju. Nie idzie zatem bynajmniej, ażebym broń Boże np posła Wężyka zaliczał także do tych podrzędnych bogów. W mitologii galicyjskiej, przed trzema laty ogłoszonej w Bąku, poseł ten zajmuje przeciwnie bardzo ważne miejsce. Niema dyskusji specjalnej, przy której by on nie postawił jakiej poprawki. Pewnego razu udało mu się poprawić tak doskonale wniosek posła Agopsowicza, tyczący się zarazy bydła, że wnioskodawca zmuszony był cofnąć swój projekt. Izba nie może tego zapomnieć, i ztąd pochodzi zapewne, że ilekroć p. Wężyk zażąda głosu, jakiś niepokój maluje się na wszystkich twarzach. Ludzie, którzy mają upodobanie w szerzeniu złowieszczych proroctw, przepowiadają, że ustawa propinacyjna przy każdym swoim paragrafie spowoduje poprawkę, stawioną przez posła Wężyka. Ma on być specjalistą w tej sprawie, i przemawia o niej z zapałem, nawet nie bez pewnego poetycznego polotu. Jest jednakże w Izbie ktoś, co ją może ocalić w takim razie od przedłużenia dyskusji. Niech tylko hr. Potocki oświadczy, że nie zgadza się z poprawką, a poseł Wężyk cofnie ją nanatychmiast. Hr. Potocki zjednałby sobie dozgonną wdzięczność stenografów i reporterów dziennikarskich, gdyby oświadczył poufnie panu Wężykowi, że z góry nie zgadza się z żadną jego poprawką. Społeczeństwo nasze jest tak na wskróś arystokratyczne, że rezolucja podobna miałaby więcej wagi, niż rezolucja, powzięta przez Towarzystwo narodowo-demokratyczne, choćby nawet z uwzględnieniem programu ks. Czartoryskiego.
Nie zawsze jednak zdania hr. Potockiego obiecują równie zbawienne skutki. Byłoby to np. bardzo szkodliwem, gdyby sejm idąc za hr. Potockim, wykluczył był duchowieństwo od wybieralności do sejmu. Gdyby to się było stało, ksiądz Stempek nie byłby posłem, i nie byłby miał wczoraj swojej pięknej mowy o podzielności gruntów. Ks. Stempek mówi z wielkim humorem, a Izba słucha go z jeszcze większym. Przytem mówca ten ma dobry zwyczaj nie polemizować z innymi mówcami. Ażeby dowieść szkodliwości dzielenia gruntów włościańskich, wyprowadza on nas z sejmu w pole, kilkoma zamaszystemi pociągami dłoni kreśli nam w powietrzu figurę jakiegoś geometry, który chce dzielić grunta, i nuż dowodzić mu, że kiep, i kwita. Idealny ten geometra mógł się czuć szczęśliwym, że go przyjazne losy nie posadziły tam w sali, koło ks. Stempka. Są pewne figury retoryczne, które przy żywszej nieco gestykulacji, mogą stać się nieprzyjemnemi dla zbyt blizkich sąsiadów. Namacalność wywodów zyskuje na tem wprawdzie, ale gdybym siedział w sejmie, wołałbym już siedzieć koło ks. Pawlikowa, który gestykuluje tylko oczyma. Trudno sobie wyobrazić więcej obrazowy sposób mówienia, jak ks. Stempka. Przedstawia on rzecz tak dramatycznie, że z za drzwi mógłby kto myśleć, iż kilka osob razem mówi w sali.
Powiedziałem wyżej, że książę Sanguszko nie trzyma z nikim w sejmie. Właściwie powinienem był powiedzieć, że bardzo często zdarza się,
Strona:Jana Lama Kroniki lwowskie.djvu/158
Ta strona została przepisana.