się wstrzymać od wyliczenia reszty powodów, które mię skłaniają do współzawodniczenia z kronikarzem codziennym. Czas już przystąpić do rzeczy, tj. do owego uzupełnienia i pokrycia braków kroniki codziennej, które obiecałem na wstępie.
Kronika powinna dawać obraz życia miejscowego, lwowskiego, powinna podawać ciekawe wiadomości z bruku. Kolega mój zaniedbywał to dotychczas, może dla tego, że mamy tu we Lwowie bardzo mało bruku, a jeszcze mniej życia. Kilka ulic brukowanych wewnątz miasta zasypał śnieg, i nie ma nadziei, żebyśmy przed odwilżą wiosenną zobaczyli, jak wygląda bruk lwowski. — Zmiatanie i wywożenie śniegu odbywa się tylko o tyle, o ile to jest niezbędnem dla komunikacji jednej sekcji świetnej Rady miejskiej z drugą; reszta miasta zasypana jest, jak jaki wąwóz w Karpatach, zastawiona sągami drzewa, piłowanemi i rąbanemi na ulicy, i niebezpieczna do przebycia dla pieszych, z powodu ciągłych karuzelów, wyprawianych przez fiakry jedno- i dwukonne, które zdają się wszystkie należeć do stronnictwa ruchu i nie cierpieć spokojnego wyczekiwania. Tyle też tylko u nas życia i ruchu, ile go okazują sanki fiakrów i wielkich panów. Zresztą życie publiczne spi, i jak twierdzi korespondent † w Czasie, budzone bywa tylko czasem „z dołu“, teroryzowaniem opinji, paszkwilami itp. Że szanowny korespondent ten nie zbudzi życia publicznego, to pewne, bo właśnie w ostatnim swoim liście ze Lwowa upewnił z góry, że co do nominacji hr. Potockiego na ministra, wszystko odbyło się jak najlepiej, i przechodząc do porządku dziennego nad „krzykactwem“, które „z dołu“ śmie twierdzić przeciwnie, naciągnął na uszy pobożną swoją szlafmicę i usnął, chrapiąc Czasowi swoje wotum zaufania. Nie przerywajmy mu słodkiego spoczynku, niechaj marzy błogo o workach z świętopietrzem i o legionach żuawów nadpełtwiańskich, bieżących na pomoc zagrożonej świeckiej władzy Ojca świętego — z obydwoma najpobożniejszymi korespondentami Czasu — rzymskim i lwowskim, na czele.
Dwa możemy tylko zapisać objawy niejakiego życia we Lwowie. Najprzód, pewien organ „opozycyjny“ zapowiada, że będziemy mieli „wielu bali“ tych zapust. Gramatyki będziemy się uczyć zapewne dopiero w Wielkim Poście, jeżeli w ogóle zasada opozycyjna pozwoli nam przyjmować jakiekolwiek stałe prawidła, narzucone przez Kopczyńskiego, Sucheckiego albo Mateckiego. Ci gramatykarze są nieznośnymi absolutystami, i każą np. wszędzie i zawsze stosować się do czasu i do przypadku, słowem, są to ukryci zwolennicy polityki utylitarnej. Zresztą, cóż na tem zależy, czy kto zrobi byków jedenaście, czy „jedenastu?“ Wracając do owych „bali“ powiemy, że będą one miały same cele dobroczynne, tańcująca ludzkość przyjdzie w pomoc ludzkości cierpiącej, każdy hołubiec, po odtrąceniu kosztów, otrze jednę łzę z oczu niedoli, albo przysporzy dochodu pożytecznemu jakiemu stowarzyszeniu. Będzie to prawdziwy tryumf Terpsychory nad odezwami p. burmistrza, wzywającemi do składek na ubogich, a tak bezskutecznemi.
Drugim, więcej publicznym objawem życia, jest wzrost dziennikarstwa.
krajowego. „Oni opozycja“ rozszerzyli swój format o 17¼ cala kwadratowego i podwyższyli cenę przedpłaty w stosunku do zwiększonych kosztów nakładu. Nie dość na tem: słynny z wiarogodności korespondent lwowski w Dzienniku Warszawskim zapowiada tworzenie się drugiej,
Strona:Jana Lama Kroniki lwowskie.djvu/16
Ta strona została skorygowana.