Strona:Jana Lama Kroniki lwowskie.djvu/165

Ta strona została przepisana.

barykadą. Z tego punktu widzenia, nawet niewinne i spokojne Towarzystwo narodowo demokratyczne uchodzi za organizację rewolucyjną, lada fakelcug przybiera rozmiary zdobycia Bastylli, p. Malisz staje się Muratem, p. Schmitt Robespierem, a pan Romanowicz Dantonem. Ależ to wszystkim tym czarnowidzom, konserwatystom, oględnym i trwożliwym ludziom — wypłatała „opozycja“ porządnego figla! Oni chcieli sami jedni być lojalnymi, chcieli odbijać korzystnie od zgrai demagogów, rewolucjonistów, sankiulotów, ażeby im lojalność poczytano za wielką zasługę, do nieba o order wołającą. Aż tu — trom, trom, tromtadrata! nadciąga oddział mężów, stojących na. straży godności i ducha narodowego, i oświadcza gotowość stania na straży — przed pałacem namiestnikowskim, skoro najmiłościwszy cesarz a nasz król obdarza nas swoją bytnością. Przepadł mój order! Ja, jedyny dotychczas lojalny, inspirowany i subwencjonowany kronikarz po tej stronie Sanu, nie będę nawet spostrzeżony w tłumie, zniknę między demokratami, będę zapomiany — bo jeżeli większa jest radość z jednej owieczki odszukanej, aniżeli z 99 niezgubionych, to o ileż większe musi być wesele w królestwie Niebieskiem, gdy 160 owieczek, na pół już straconych, ni ztąd ni zowąd stanie do apelu! Ale tak być powinno, bo jak słusznie powiada Dziennik Lwowski, w walce parlamentarnej należy rozróżniać między rządem a koroną, zwłaszcza gdy korona jest nasza, galicyjska, a rząd przedlitawski.
Z tem wszystkiem, jeden z moich znajomych, szanowny doktor*, twierdzi, że opozycja nasza źle pełni swoją służbę. Była już nawet mowa o tem, czy nie należałoby odkomenderować kilka logicznie myślących indywiduów ze stronnictwa guwernementalnego, by przez parę miesięcy pełniły dla dobrego przykładu obowiązki skrajnej opozycji, jako czynnika, dosyć potrzebnego w życiu publicznem i parlamentarnem. Indywidua te miałyby stanąć na straży tak idei, jakoteż pisowni polskiej, przyjętej na kongresie dziennikarskim w Krakowie. Przedewszystkiem zaś ta oppositionmodde miałaby rozstrzygnąć stanowczo, czy Galicja może być uważaną jako część Polski, i czy w takim razie powinna mięszać się do organizacji politycznej innych królestw i krajów cesarza Jegomości, jak tego żąda program Smolki. Dzisiejsza bowiem opozycja podała w wątpliwość, azali Galicja jest ziemią polską. Najpierw przemawiała sama bardzo złą polszczyzną, a następnie, w ślad za Kinklem, oświadczyła (obacz nr. 193 Dziennika Lwow. z dnia 21. sierpnia 1868), że Ruś, jako niemówiąca po polsku, uchwalić ma dopiero, zapewne przez powszechne głosowanie, czy chce należeć do Polski. Po pięciuset latach, niezakwestjonowane nigdy prawa Kazimierza Wielkiego do dziedzictwa po Trojdenie mazowieckim, uległy tedy skardze prowizorjalnej, unia horodelska i lubelska uznane są za nieważne i będziemy się musieli procesować z Moskalami i z opozycją o przynależność doPolski. Z tego wynika, że szanowny mój znajomy, dr.* mazupełną słu-szność, i że koniecznie potrzeba będzie założyć szkółkę opozycyjną w celu kształcenia młodych galicyjskich tygrysów i takich, którzyby nimi zostać chcieli.
Wyjazd posłów sejmowych do Krakowa na powitanie Najj. Państwa dał powód do małego nieporozumienia, świadczącego, że wyobrażenia demokratyczne rozszerzone są u nas poza Towarzystwem narodowo-demokratycznem i mimo krzyków, mniej i więcej „plugawych“ (styl opozycyjny)