Drugim przedmiotem sprawozdań kronikarskich jest w sejmie frakcja świętojurska. Już nawet niemieckie dzienniki przestały się nią interesować. Podczas rozpraw ostatnich, włościanie, obałamuceni przez swoich kolegówzastupnyków, siedzieli w przedpokoju, gdzie ich pilnował zmieniający się z kolei dyżurny zastupnyk, aby nie poszli do sali. Mimo to, posłowie Kowbasiuk, Koroluk, ks. Dzerowicz i p. Kocko znajdowali się w sali obrad podczas rozpraw i głosowania nad adresem. Snąć dyżurny zdrzemał się i źle dopełnił swego obowiązku. Wczoraj, już cały szanowny zastęp znajdował się na swojem (?) miejscu, by bronić wyboru ks. Krasickiego. Obrona szła źle — włościanie głosowaii z większością, a p. Kowalski w zapale krasomówczym zapomniał się, i zaczął mówić tak czysto i dobrze po polsku, że go ks. Pawlików musiał ciągnąć za surdut, by mu przypomnieć, że pełni przecież funkcje „russkiego“ człowieka!
W nieszczęśliwej Warszawie nie wolno dzinnikom podawać sprawozdań o obradach sejmu galicyjskiego, oprócz kilku wyjątków, które im pozwalają tłumaczyć z pism niemieckich. Tłumacz Gazety Warszawskiej, równie biegły w języku niemieckim, jak p. Kowalski w ruszczyźnie, w niedocieczony dla nas sposób — wydobył z Nowej Pressy wiadomość, że sejm lwowski uchwalił ustawę, przepisującą karę dla tych, którzy uchylają się od prawa wyboru przez lekkomyślność (!) i że jakiś poseł Koszyes wniósł poprawkę do tej ustawy. Dziwna rzecz, że przy takiej nieznajomości języka niemieckiego, można w Gazecie Warszawskiej znaleźć germanizmy jak np. „statki uchwyciły ogień“. W ogóle poprawność języka w pismach warszawskich nie jest większą, niż u nas.
Rozebrano bramę tryumfalną; kontusze, karabele i kołpaki schowano ad feliciora tempora, i nie pozostaje nam nic, jak tylko pocieszać się słowami woźnicy cesarskiego, który wyjeżdżając z Krakowa napowrót do Wiednia, tak się wyraził do publiczności, ubolewającej nad wstrzymaniem przyjazdu cesarza i cesarzowej: „Nie róbcie sobie panowie nic z tego; my (t. j. dwór i służba cesarska) byliśmy pięć razy w Peszcie i pięć razy wracaliśmy, a za szóstem razem cesarz tam przecie przyjechał”. Mimo tej pociechy, brak dobrego humoru mocno czuć się daje w królestwach Galicji i Lodomerji. Konserwatyści gniewają się, że sejm poszedł za daleko; opozycja gniewa się także, choć w gruncie sama nie wie, czemu się gniewa. Jeszcze płeć piękna, należąca do tego ostatniego stronnictwa, ma przynajmniej słuszne powody do gniewu. I tak n. p. małżonka pewnego tygrysa lwowskiego, która miała wszelkie szanse być zaproszoną na bal, dawany dla cesarza, rzekła onegdaj mężowi swojemu; „Oj ty, ty, teraz