Strona:Jana Lama Kroniki lwowskie.djvu/174

Ta strona została przepisana.

a gdyby naród przedlitawsko-polski szedł zawsze za radą Czasu i nie stawiał tak uporczywie różnych żądań „niesłusznych“, możeby się było znalazło jakie starostwo powiatowe, albo jakie sekretarstwo przy namiestnictwie, na któremby tenże p. Heydt w szerszym zakresie działania mógł rozwinąć swój sposób interpretowania przepisów o używaniu języka krajowego w stosunkach ze stronami. Chociaż jednak złowrogie losy nie dopuściły tego, człowiek prawdziwie uzdolniony umiał nawet w ciasnym i ciemnym kącie c. k. urzędu pocztowego we Lwowie, który obok gasthausu jest jedyną widownią jego cywilizatorskiej działalności, okazać się godnym tego, iż go przysłano umyślnie z Wiednia dla pielęgnowania interesów oświaty niemieckiej w tej „austrjackiej Alzacji“. Oświatę tę objawia się n. p. tak: Ktoś wchodzi do urzędu pocztowego, i pyta p oficjała grzecznie, gdzie tu oddają się listy? P. oficjał odpowiada na to tylko wzrokiem, przypominającym sławny okólnik Hasnera w sprawie szkolnej. „Strona“ powtarza pytanie głośniej, myśląc, że p. oficjał nie dosłyszał. Sprechen Sie deutsch, oder gehen Sie hinaus! grzmi na to Jego Wielkość, pan oficjał, i „strona“ jak niepyszna wynosi się z biura, przypuszczając, że to zapewne tylko przez pomyłkę druku §. 19. staatsgrundgesetzu o prawach obywateli państwa mówi coś o równouprawnieniu języków itd. Pan oficjał musi to lepiej wiedzieć. Ponieważ jednak wydarza się bardzo często, że przychodzą na pocztę „strony“, biorące ów paragraf na serjo, pan oficjał przylepił na drzwiach kartkę z napisem: Hier wird deutsch gesprochen. Oto mąż, którego możemy polecić na ministra Nowej Pressie, ubolewając, że dzisiejszy gabinet przedlitawski za mało ma energii i stanowczości! I w istocie, gdyby n. p. pan Zyblikiewicz przemówił w rajchsracie po polsku, cały gabinet słuchałby go ciekawie, chociaż nie rozumiałby ani słowa, a żadnemu z pp. ministrów ani z członków większości niemieckiej nie przyszłoby na myśl powiedzieć naszym delegatom: Sprechen Sie deutsch, oder gehen Sie hinaus! I owszem powiedzieliby: Sprechen Sie, wie Sie wollen, aber bleiben Sie nur da! Ci nieenergiczni Niemcy kochają naszych delegatów aż do uduszenia, nie chcą ich puścić z rajchsratu, ale gdyby p. Heydt objął tekę po panu Giskrze, powyrzucałby wszystkich za drzwi — temsamem zaś wniosek Smolki stałby się raz na zawsze niemożliwym i ustałaby wszelka opozycja anticentralistyczna. Zwracamy uwagę N. Pressy na pana Heydta, który tu wegetuje jako oficjał z pensją 500 złr. rocznie; niechaj go zrobią ministrem, tylko niechaj go czemprędzej zabiorą ze Lwowa. Z ministrami w Austrji łatwiejsza sprawa niż z oficjałami; do kilkunastu miesięcy każdy, czy chce czy nie chce, musi sobie znaleźć jakąś chorobę, jak książę Auersperg, i wyjechać na odpoczynek do Gracu.
Już to prawdziwa jakaś klątwa cięży na tej mojej kronice. Ile razy siądę do pisania, zawsze polityka musi mi się wplątać do pióra, a tu nietylko przekraczam tym sposobem mój właściwy i mój poruczony zakres działania, ale narażam się nadto Czasowi, który onegdaj odmówił mi wręcz wszelkiej „polityki“. Obiecuję poprawę i przyrzekam, że — z Czasem przynajmniej nigdy „politykować“ nie będę. Przekonałem się zresztą, że to się na nic nie zdało. Pip swoje a czort swoje! Nawet św. Jan Chryzostom przy pomocy kilku innych świętych Pańskich nie byłby może w stanie wyegzorcyzmować z kolumn Czasu tego ducha przedlitawsko-