o „tajemniczej szafie?“ Czy sonet na „kantorek dziadunia?“ Nie — tak błahe i dziecinne fraszki niegodne są. poważnego pióra; obywatel i radny miasta Lwowa, jeżeli już co pisze, to pisze „sprostowaniebo za to niektórych z nas bito, i tęgo bito w szkołach, ażeby wiedzieli, że to co jest krzywe, powinno być „bądź piórem, bądź młotem“ sprostowane. Otóż prostuje p. W. Żaak wiadomość Gaz. Narod., jakoby tylko 4 radnych nie podpisało kurendy, zapowiadającej owację z pochodniami na cześć hr. Gołuchowskiego, a prostuje ją tak: „Kurendę podpisało 70 radnych, radnych zaś jest 100, a więc 30 nie podpisało.“ Rozumowanie to byłoby słuszne, i przynosiłoby zaszczyt arytmetycznym wiadomościom p. W. Żaaka, gdyby nie zachodziła ta małoznaeząca zresztą okoliczność, że z pierwotnej liczby 100 radnych, jaką zrazu cieszyło się nasze miasto, około 20 bądź umarło, bądź dla różnych innych przyczyn przestało ojcować stolicy królestw Galicji i Lodomerji. Nie za wszystkich powołano zastępców, a reszta radnych dlatego nie podpisała, że woźni nie zastali ich w domu. Między zaś niepodpisanymi, zaledwie kto więcej sprzeciwiał się wyprawieniu wspomnianego obchodu, oprócz wyszczególnionych przez nas 4 panów Radnych, stanowiących ściślejsze koło czytelników i zwolenników Organu demokratycznego. Oprócz tej małej pomyłki arytmetycznej i stukilkudziesięciu jeszcze, tak jawnych, że ich wyszczególniać nie potrzeba, owe 67 wierszy prac literackich pana W. Żaaka nie zawierają innych usterek przeciw prawdzie i zdrowemu rozsądkowi, i mogę je polecić jako obrok duchowny każdej istocie narodowo-demokratycznej lub kwalifikującej się na takową.
Jakoś teraz nastała jak widać pora dla polemiki dziennikarskiej, zapewne z powodu, że tej chwili mniej może jest potrzebną niż kiedykolwiek. Czas żali się na brak miejsca, ale zapowiada, że nie ustąpi z placu, czyli innemi słowy, że do upadłego bronić będzie swego twierdzenia, iż sejm tak co do formy, jak co do treści poszedł za daleko w swoich uchwałach. Oprócz p, komisarza rządowego nikt w sejmie nie okazał się tak umiarkowanym, jak Czas, — było stronnictwo, które chciało zmodyfikować adres, a głównie rezolucję, ale nikt w zasadzie nie sprzeciwiał się uchwaleniu rezolucyj. Mimo to Czas swój hyperkonserwatyzm nazywa „jedyną drogą, jaką wskazuje zdrowy rozsądek“. Bądźcobądz, stało się — Galicja oszalała z kretesem, nie chce iść drogą „zdrowego rozsądku“, i naprawdę niewiem, co ona pocznie z tak „rozsądnemi“ radami, jakie jej daje Czas, i jaką rolę odegraćby dziś mogło stronnictwo, kierując się takiemi radami. Nie byłoby ono — że użyję przestarzałego już bardzo porównania — żaglem ani sterem u łodzi życia publicznego, ale bezużytecznym balastem, który w stanowczej chwili wyrzucony być musi w wodę. To też nadaremnie usiłuje Czas walczyć przeciw prądowi, choćby nietylko spisywał codziennie całe kolumny fałszów, ale i ofiarował przysięgę dla ich stwierdzenia, choćby nareszcie dowiódł, że Gazeta nie broniła z góry programu, przez sejm przyjętego, — łódź nie da się zatrzymać, popłynie naprzód... tylko balast będzie wrzucony do wody. Od samego początku Czas zrzędził w zawody z dziennikami centralistycznemi, pragnął, ażeby nasz sejm okazał się tak powolnym, jak np. niższo-austrjacki — i cóż ztąd? Moglibyśmy mu zawsze powiedzieć: E pur si muove! Uchwalono rezolucje i adres, i co więcej, zjednoczono się w celu przeprowadzenia żądań kraju, — tylko Czas pozostał na stronie....
Strona:Jana Lama Kroniki lwowskie.djvu/178
Ta strona została przepisana.