Z przedmieścia Żółkiewskiego mnożą, się ciągle skargi na przecięcie komunikacji z powodu kolei żelaznej, na zupełny brak jakiejkolwiek drogi w tej stronie, jakoteż oświetlenia. Niedawno jakaś staruszka zagrzęzła w błocie, i musiała długo wołać, nim jej dano pomoc ze sąsiednich domów. Napady rozbójnicze wydarzają się coraz częściej w tej stronie, słowem, położenie mieszkających na Żółkiewskiem obywateli lwowskich nie różni się niczem od położenia osadników na zalesiu Ameryki północnej. Zawdzięczają oni to przezorności i zapobiegliwości szanownej Rady miejskiej, która pozwoliła, by prostym nasypem i przekopem przecięto ludne ulice bez urządzeń wszelkich, zaprowadzonych wszędzie, gdzie kolej przechodzi przez miasto. Ba, gdyby mieszkańcy Żółkiewskiego byli radnymi, albo gdyby radni mieszkali na Żółkiewskiem! Łatwiej jest jednak krytykować, niż uradzić coś mądrego! powiadają panowie radni, radzą tedy jak się uda, pogardzając Zoilami. Jeden znany „literata i erudyk“, pisujący recenzje demokratyczne, stoi wiernie przy swoim sztandarze, i rozwija teraz nowy zapał w obronie starego systemu, panującego ciągle na scenie lwowskiej. Dyrekcja zmieniła nieco repertoarz, ale ani skład towarzystwa, ani kierownictwo sceny nie poprawiło się. bynajmniej w stosunku do wymagań, jakie publiczność zwykła stawiać przy wykonaniu znakomitych utworów. Uskarżano się, że Gazeta surową krytyką odstręcza publiczność i przyprowadza teatr do upadku. Gazeta mil czała przez kilka miesięcy, ale publiczność jak nie bywała w teatrze tak nie bywa, a teatr upadł tak, że niedołęztwo w przedstawieniach staje się wprost skandalicznem. Onegdaj porwano się grać Jowialskiego, i upadek ten dał się czuć w całej swojej pełni tak, że inspirowany „literata i eru-dyk“ musiał się chwycić środka koniecznego, dla poratowania dyrekcji w opinii publicznej. Oto zawyrokował, że era Fredry skończyła się, — zapewne
Satyr i Fryne uliczna
a przynajmniej p. M. Dzikowski i autor Komedji w ustroniu. Oto co pisze znany nam „literata“:
„Wczorajsze przedstawienie komedji 4aktowej Aleksandra hr. Fredry pod tytułem: „pan Jowialski“ daje nam powód do obszerniejszego, jak zwykle, omówienia sprawy teatralnej. Przedewszystkiem wypada nam się zapytać dyrekcję, dlaczego i dla kogo przedstawia komedję, która nie powinna się już znajdować w repertoarzu? Komedjom hr. Fredry nie myślimy i nie możemy nawet czynić ujmy, jednak po raz pierwszy wprawdzie, ale z wszelką stanowczością twierdzimy, iż „pan Jowialski“ nie powinien już być na scenie odgrywanym. Zmieniły się stosunki bowiem, zmienił się smak publiczności i jej wymogi, nie masz już w Galicji szlachcica, o którym Janusz mógłby powiedzieć, „mam wieś i ekstrakt tabularny czysty, a Helena waha się pójść za mnie“, gdyż dziś wręcz przeciwnie możnaby powiedzieć — zresztą z całej komedji sens moralny dla teraźniejszych stosunków społecznych lub towarzyskich nie da się wyciągnąć. Być może, że dyrekcja uległa pewnemu parciu stronnictwa, które domaga się dawnych utworów klasycznych, starych dramatów lub komedyj, a to wszys-