i przywiozła nam ich aż ośmiu, ażebyśmy przestali żałować za hr. Gołuchowskim. P. minister rolnictwa musiał podczas jakiejś przerwy w ważnych zajęciach Rady ministrów opowiadać p. Giskrze facecję o podobnym nieco koncepcie swojego imiennika; pomysł ten, jako bardzo jowialny, podobał się JExc. i — traf, paf!... Gazeta Wiedeńska ogłosiła owe rozporządzenie, które, jak telegrafują z Wiednia, wywołało „niezmierne zdumienie“ między naszymi delegatami. Po przeczytaniu powyższej kombinacji mojej, zdumienie to ustąpi zapewne miejsca podziwowi dla wysokich i poufnych stosunków, które pozwalają mi wyjaśniać czytelnikom w sposób, zupełnie zadowalniający, najgłębsze tajniki polityki gabinetowej. Rzecz to zresztą bardzo jasna, że p. minister, dzieląc Galicję na ośm gubernij, nietylko nie chciał nam zrobić przykrości, ale owszem uczynił zadość bardzo ważnym potrzebom naszym. I tak, ja sam znam kilku praktykantów konceptowych, którzy mają pretensję zostać wkrótce namiestnikami: cóżby się z nimi stało, gdyby Galicja miała posiadać zawsze tylko jednego namiestnika! A potem — za namiestnikami pójdą zapewne także i sejmy „krajowe“ dla nowo utworzonych ośmiu krajów, za sejmami zaś pójdzie ośm Rad szkolnych: każdy naród galicyjski otrzyma tedy zupełną autonomię, i odrębność podwawelska nie będzie już narażoną na szwank przez nasyłanie cudzoziemców z Przemyśla albo z Kut na nauczycieli ludowych do Krakowa.
Niema bowiem jeszcze tygodnia, jak straszny jęk boleści wyrwał się z piersi Czasu z powodu takiego naruszenia autonomii podwawelskiej. Gazeta zadziwiła się, że Czas przeniesienie naczyciela z Kut do Krakowa, uważa za rzecz tak straszną, jak napad Tatarów: Czas uchwycił za to słowo, i przyznał się, że napad Tatarów niemógłby mu być boleśniejszym, bo centralizacja, czy z Wiednia, czy ze Lwowa wychodząca, jest mu równie niemiłą, a przybysz z Pragi nie więcej jest cudzoziemcem w Krakowie, jak przybysz z Kut!!! Gdyby choć z Kęt, t. j. z nowo utworzonej gubernii krakowskiej, ale to z Kut, z gubernii stanisławowskiej, z ujezda kossowskiego! Kto jest lepiej obznajomiony ze stosunkami etnograficznemi tej części świata, zwanej Galicją, ten musi wiedzieć, że Kuty zamieszkane są przez Polaków, t. j. przez szczep, zupełnie różny od narodu Podwawelskiego, składającego znaczną część ludności Krakowa. Narzucać Podwawelakom nauczyciela Polaka, jest więc to samo, co narzucać im Czecha albo Niemca; wynika to bardzo jasno z rozumowań Czasu. U nas we Lwowie, gdzie jest główna siedziba centralizacji galicyjskiej, pojęcia są zupełnie odmienne pod tym względem: mogliby nam przysłać nauczyciela z Chojnic, z Kiejdan, z Oszmiany, z Owrucka, z Czehrynia, z Bracławia, ze Wschowy, a uważalibyśmy go zawsze za swojego i przyjęli otwartemi ramionami. Pozbawieni jesteśmy zupełnie tego szczytnego uczucia, które każę Podwawelukowi przestrzegać swojej odrębności przed najazdem z Kut. Dopiero gdyby Czas przeniósł swoją siedzibę do Lwowa, wyrobiłby się może powoli jaki specjalny patrjotyzm nadpełtwiański, i Kęty stałyby się nam tak obcemi, jak Krakowianom Kuty.
Czas ma zresztą obok tych wzniosłych i szczytnych uczuć, które go natchnęły do walki przeciw centralizacji kutsko-lwowskiej, jeszcze jeden szlachetny przymiot serca, a tym jest litość. Lituje on się nademną, że co tydzień widzę się w konieczności poświęcenia mu kilku wierszy. Szkoda łez!
Strona:Jana Lama Kroniki lwowskie.djvu/181
Ta strona została przepisana.