Strona:Jana Lama Kroniki lwowskie.djvu/188

Ta strona została przepisana.

do konkurencji. Była mowa o korzyściach, jakie ztąd wypłyną, dla miasta, ale korzyści te przedstawiano w mglistych nieco zarysach, zamiast w kształcie namacalnych cyfer. Gdyby to ojcowie miasta sprawy własnej swojej kieszeni traktowali w sposób tak pobieżny, nie mielibyśmy nic przeciw temu, ale miasto ma prawo wymagać, by się rachowano nieco ściślej w sprawach, gdzie chodzi o pieniądze gminy. Nigdzie w świecie kwestje pieniężne nie bywają załatwiane w sposób tak lekkomyślny, jak u nas. Wiecznie słyszymy skargi, że miasto niema funduszów potrzebnych na utrzymanie porządku, na upiększenia i t. p., a gdy dochody i wydatki mają być wzięte pod kontrolę, odbywa się to jakoś tak, że kilkanaście, albo kilkadziesiąt tysięcy złr. różnicy nie wchodzi bynajmniej w rachubę.
Niektórzy przypisują to wysokiemu estetycznemu zmysłowi pp. radnych. Kwestje pieniężne już same przez się nie mają nic ponętnego dla ludzi, zajmujących się wznioślejszemi i piękniejszemi rzeczami, cóż dopiero, jeżeli kwestje te są w związku z wywożeniem śmiecia i innych nieczystości! W mieście, gdzie sztuki piękne kwitną tak, jak u nas, gdzie np. teatr stoi tak wysoko, gdzie malarstwo doznaje tak troskliwej opieki, trudno wymagać od Radnych, ażeby poświęcali swój czas rozbiorowi tak smrodliwego przedmiotu, jak wywóz śmiecia. Delikatne nerwy członka albo dyrektora Towarzystwa sztuk pięknych nie znoszą tego bynajmniej, i byłoby barbarzyństwem wymagać n. p. od p. Wajdy, albo.od p. Szumana, ażeby wyrywał się ze słodkiego objęcia Muz dla dokładnego obliczenia ilości stóp kubicznych śmiecia i odpadów kanałowych, które mają być wywiezione, i guldenów, które za to mają być wypłacone — zwłaszcza, że guldeny nie na to są w kasie miejskiej, ażeby tam pleśniały, ale na to, by ludzie z nich żyli. Jeden więc tedy tylko zostaje sposób pogodzenia interesów miasta z interesami pp. radnych: oto potrzeba je rozłączyć, potrzeba dać miastu radnych z mniej estetycznem wykształceniem i mniej słabemi nerwami, a dzisiejszym członkom reprezentacji gminnej zostawić czas wolny do zajmowania się więcej idealnemi przedmiotami, których nie potrzeba obliczać na stopy kubiczne i na guldeny, pochodzące z majątku gminy miejskiej.
Do rzędu tych rzeczy, usuwających się z pod formułek matematycznych, należy między innemi nasze Towarzystwo przyjaciół sztuk pięknych. Rezultaty jego działań nie dają się wcale obliczyć ani zmierzyć, nawet nie podpadają wcale pod zmysły ludzkie, bo nie widać ich nigdzie Spodziewaliśmy się napływu artystów i obrazów do Lwowa, rozbudzonego zamiłowania w utworach sztuki, dotychczas czekamy daremnie na początek tej nowej artystycznej ery. A jednak nie można powiedzieć, by sztuka malarska w Polsce nie była na drodze pomyślnego rozwoju, tylko rozwój ten odbywa się po za sferą działalności naszych stowarzyszeń. Dawniej było prawidłem, ogólnie przyjętem, że malarz polski nie może mierzyć się z francuzkim, niemieckim, włoskim. Malarze, poduczywszy się cokolwiek za granicą, Wracali do kraju i niedbali już wcale o postęp w swej sztuce, bo tu kontentowano się ich umiejętnością i nie wymagano od nich wielkich rzeczy. Dopiero, gdy Matejko, Grottger, Rodakowski, złożyli świetne dowody, że Polak może stanąć na równi z mistrzami obcymi, skończyła się ta epoka wygodnej mierności; już dziś nie wystarcza malować dobrze „jak na Lwów“, potrzeba współzawodniczyć z całym światem. Do takiego współ-