W resursie obywatelskiej w Warszawie odbył się koncert. Kurjer Warszawski pozwolił sobie umieścić nieprzychylną krytykę gry czy śpiewu jednej z artystek, biorących udział w tej muzykalnej produkcji. Cenzura moskiewska, która z zasady nie pozwala nic ganić, jakoś tym razem nie dopatrzyła i przepuściła artykuł. Natomiast Wydział resursy ujrzał się spowodowanym wystosować ostre pisemne napomnienie do redakcji Kurjera, zakazując jej umieszczać na przyszłość recenzji o koncertach, dawanych w resursie.
Nie wiem, czy to idąc za. przykładem resursy warszawskiej, czy w poczuciu własnej potęgi i władzy, dość, że Wydział resursy w pewnem mieście polskiem ujął także cenzurę nad prasą perjodyczną w swoje prześwietne dłonie, pozywając przed szranki trybunału resursowego dziennikarza, który pozwolił sobie pisać rzeczy, niemiłe innym członkom resursy. W tym wypadku krok Wydziału o tyle ma więcej doniosłości, że nie chodzi bynajmniej o rzeczy, które się działy w łonie resursy, ale o artykuły, pisane w przedmiotach, niemających związku ani z tą resursą, ani też z czyjąkolwiek godnością lub czynnością jako członka resursy. Nie chcę powiedzieć, w którem to polskiem mieście wydarzył się ten pocieszny wypadek, ale zaręczam słowem honoru, że ani w Pacanowie, ani w Pińczowie. Przyjdzie czas, w którym po zasiągnięciu bliższych i dokładniejszych informacyj będę mógł wyjawić czytelnikom wszystkie szczegóły owego ciekawego procesu prasowego, i mam nadzieję, że wówczas cała czytająca Polska pomoże mi śmiać się z tej awantury, tak jak wszyscy śmieją się z resursy warszawskiej, gromiącej Kurjera.
Resursy są miejscami zabawy i wytchnienia. Członkowie ich wstępując, obowiązują się zachować przepisy statutów i wybierają wydział, niejako rodzaj zwierzchności nad sobą, ale dla prowadzenia rachunków, dla dozoru nad służbą, dla utrzymania porządku w lokalach i t. d. Tymczasem zdarzają się Wydziały, które mniemają, że piastują jakiś rodzaj zwierzchniczej władzy, wydają formalne ostrzeżenia i rozporządzenia, obalają rezultat jednego balotu i rozpisują drugi i t. p. Jest to jedna z najhumorystyczniejszych stron naszego życia towarzyskiego. Szkoda, że jesteśmy narodem, pozbawionym prawdziwego humoru, że nas takie rzeczy gniewają, zamiast nas bawić. Gdzieindziej oprawianoby w złote ramki tak nieoceniony materjał do karykatur i tysiącznych dowcipnych spostrzeżeń, jakim jest grono, zawiadujące w najwyższej instancji dwoma bilarami i dwudziestoma taliami kart, z odpowiednim zapasem sztonów, flszów i kredy — a przejęty tem przekonaniem, że piastuje wysoką godność obywatelską i ma tyle podwładnych, ilu jest członków w resursie. Cham, Gayarni, Bertall zapłaciliby na wagę złota wizerunek każdego takiego dygnitarza, — my zaś gniewamy się tylko, i to po cichu.
Najprzyjemniej podobno przepędzają teraz czas Poznańczycy. Oddając się chętniej niż my różnym naukom, ścisłym i nie ścisłym, obliczyli zawczasu, iż przyszłoroczny karnawał będzie bardzo krótki, i że nie będzie można wyhulać się tak, jak muszą wyhulać się polskie nogi, nim sobie przypomną, że właściwem przeznaczeniem ich jest dźwigać głowę, jako couronnement de l'édifice, zaczynającego się od pięty. Obliczywszy to wszystko z niemiecką prawie dokładnością, Poznańczycy dali już teraz anticipando pierwszy bal a conto przyszłorocznego karnawału, i bawili
Strona:Jana Lama Kroniki lwowskie.djvu/191
Ta strona została przepisana.