Strona:Jana Lama Kroniki lwowskie.djvu/195

Ta strona została przepisana.

możeby ją był wyleczył środek, zalecany przez naszych demokratów narodowych — ale nie chciała czekać, wołała umrzeć.
W ogóle zdarza się teraz bardzo wiele sposobności do pisania nekrologów. Umarł Rotszyld, Rossini, Orgelbrand, a u nas dogorywa — najpiękniejszy kwiat „tromtadratycznego“ kierunku w literaturze perjodycznej. Koryfeusze jego (co jednak bynajmniej nie jest aluzją do p. burmistrza śniatyńskiego) gdzieś poznikali — karnawał będzie smutny, bo nie będzie bali, jenerał Wink może się przejeżdżać bezkarnie z Madrytu do Paryża i napowrót a ludność będzie sobie piła i nadal nieokrzesaną kartoflankę. Byłyby to straszne klęski, o których nawet myśleć nie mogę bez bólu serca, ale mam nadzieję, że nie poniosę tak ciężkiej straty. Jeszcze są we Lwowie literaty, które potrafią, uchwycić za pióro, upadające z rąk mężów, co tak długo „stali na straży godności i ducha narodowego“, że aż im się sprzykrzyło. Oto jest najprzód recenzent, prawdziwa gwiazda na widnokręgu tromtadratycznym, perła logicznego myślenia i trafnego sądu. Posłuchajmy go, jak wielbi panią Bakałowiczowę, która, jego zdaniem, nawet przy nalewaniu herbaty „umie pogodzić wymagania światowe z uczuciem serca i godnością kobiety“. A co, czynie jest to reminiscencja z dawnych, dobrych czasów? Zawsze atoli ten zwolennik Uczuciowego nalewania herbaty, nie stanie mi za literatę, co to zabijał po jedenastu dzików od razu. Niewiem, gdzie mi się podział, — wynalazł pod koniec swojej działalności publicystycznej światło Drummonda po raz drugi, i znikł bez śladu. Gdyby był pisał dalej, byłby jeszcze może wynalazł proch i galwanizm.

(Gazeta Narodowa, Nr. 270. z d. 22. listopada r. 1868.)





47.
Dwudziesty dziewiąty Listopada. — Rozmyślania jurydyczno-kronikarskie. — Wojna z kuzynkiem. — Tragiczna przygoda pewnego arcykapłana cywilizatorskiej muzy dramatycznej.

Trzydzieści ośm lat! Cztery razy w tym przeciągu czasu naród zrywał się i krwią broczył, a jednak rocznica ta zawsze zostaje mu pamiętną, zawsze budzi wielkie wzniosłe wspomnienia, odradza nadzieję, wiarę W przyszłość. Obchodzimy ją uroczyście w kółku domowem, obchodzi ją na obczyźnie kilka już pokoleń tułaczów; niema zakątka ziemi na obydwu półkulach świata, w którymby nie biło bodaj jedno serce, przejęte do głębi czcią dla świętych pamiątek narodu, które przywodzi na myśl dzień dzisiejszy.
Ale kronika nie jest odą, a gmach pokarmelicki nie jest Parnasem, podczas gdy sąsiedztwo lokalu redakcyjnego z tem poważnem zabudowaniem jest bardzo bliskie. Załóżmy tedy podwójne wędzidło naszemu Pegazowi, i niechaj czytelnik w piersi swej dośpiewa, co tu dla różnych względów musi być zamilczane. Przedewszystkiem albowiem każdy przed-