panów, którzy ile możności starają, się zasłonić przed wzrokiem sąsiadów — pilnie trzymając lornetki przy oczach. Daremne usiłowania! Ogolone twarze i „obojczyki“ uchodzą uwadze powszechnej, ale tonzura zdradza świeckiej ciekawości ciekawość duchowną.....
Musi być coś nie całkiem dobrego w tej niewstrzemięźliwości od teatru niemieckiego, kiedy większa część amatorów kryje sie ze swojem amatorstwem. Każdy czuje mimowoli, że popełnia prawie zbrodnię — nie dlatego, że folguje ciekawości, dosyć dziecinnej, jeżeli zważymy błahy i niesmaczny jej przedmiot, ale dlatego, że udział brany przez publiczność polską w teatrze niemieckim, uprawnia istnienie tego ostatniego, i to istnienie, połączone z materjalną i moralną naszą szkodą. Niemamy nic przeciw egzystencji teatru niemieckiego we Lwowie, ale niechaj nie będzie uprzywilejowanym, niechaj nie żyje z grosza, przeznaczonego dla ubogich, niechaj nie tamuje rozwoju sceny narodowej. Pożera on nie tylko dochody fundacji dobroczynnej, ale od każdego przedstawienia, od każdego prawie koncertu, dawanego w celach dobroczynnych, z niemiłosierną ścisłością pobiera dla siebie wysoki podatek. My zaś, zamiast wszelkiemi siłami starać się o usunięcie tak niesłychanego nadużycia, wspieramy jeszcze scenę niemiecką! W Krakowie próbował niedawno p. Blum dawać przedstawienia niemieckie, ale przez dwa pierwsze wieczory sala była tak pustą, że odstąpił od swego zamiaru. We Lwowie zaś panuje jakaś niewykorzeniona wiara, że „rząd nigdy nie pozwoli na upadek sceny niemieckiej“ — i z tego stanowiska wychodząc, publiczność polska płaci dobrowolny podatek p. Königowi, jak gdyby ją jakieś nieubłagane fatum zmuszało do tego. Z tego też stanowiska zdają się wychodzić i ci, którym poruczoną jest sprawa uwolnienia fundacji Skarbkowskiej od włożonego na nią ciężaru. Od roku słyszymy ciągle, że sprawa ta „już jest w drodze do Wiednia“ — ale słyszymy to tylko prywatnie, bo nikt nie uważa za stosowne, podać do publicznej wiadomości właściwy stan tej rzeczy. Naszem zdaniem, całe nieszczęście pod tym względem leży w tej okoliczności, że prowadzenie sprawy albo powierzono jurystom, albo przynajmniej kierowano się ich radami. Nie pierwszy to raz podobno przyjdzie nam przekonać się, że gdzie chodzi o odzyskanie jakiego prawa, o usunięcie długoletniego nadużycia, o zdobycie czegokolwiek wobec władzy, tam jurysterja na nic się nie przydała. Panowie juryści nie chcą nigdy wznieść się na stanowisko bezwzględnej słuszności, nie mają odwagi tylko formułki i definicje, których uczyli się dla zdania egzaminu. To też uwikłano w te formułki i w te definicje sprawę Skarbkowską tak doskonale, że tylko energiczne wystąpienie sejmu i Rady miejskiej, poparte głosem opinii całego kraju, może ją doprowadzić do szczęśliwego rozwiązania.
Do tych lwowskich wiadomości, dodam jeszcze jedną wiadomość z Krakowa. Zrobiłem powyżej porównanie, które wypadło na korzyść starej polskiej stolicy, a na niekorzyść naszą. Mniemam tedy, że dałem już dostateczne dowody bezstronności, a jeżeli byłem stronniczym, to raczej na rzecz Krakowa. Nie pięknie to chwalić się, ale czytając fejleton Benjaminka reakcyjnego pod tytułem: Sylva rerum, dalipan trudno mi było wstrzymać się od wykrzyku: „Panie dziękuję ci, że nie jestem, jak ów.... Faryzeusz“. Kadbym, ażeby już nadszedł czas wielkanocnej spowiedzi; może ks. Semeneńko, albo inny jaki kapłan nawróci tego zatwardziałego
Strona:Jana Lama Kroniki lwowskie.djvu/199
Ta strona została przepisana.