dzielna w koszarach i na placu mustry, a nigdy niewidziana na polu bitwy. Natomiast cały legion kronikarzy, pozbawionych materjału, chwyta — nie za miotły, ale pióro, żeby znowu raz zająć się tak pożądanym i od dawna niewidzianym przedmiotem, jakiem jest błoto. Stosując się do wymagań chwili, skonstatujmy i my, że władza, czuwająca nad czystością ulic, i w tym roku kieruje się raczej wytrawnym konserwatyzmem aniżeli gorączkowym pospiechem i przedwczesnem zastosowaniem postępowych teoryj. Z chodników zmiatają wprawdzie śnieg, ale tylko w niektórych ulicach i jedynie o tyle, ile potrzeba, by obryzgać przechodniów wtenczas, gdy ulice najbardziej są ożywione. Co do ulic samych, status quo utrzymywany jest z największą troskliwością i z tą starą patrjarchalną wiarą w dobroć Niebios, które nie omieszkają z początkiem wiosny spuścić deszcz i spłukać, co się zbierze przez zimę. System ten oprócz swojej praktyczności, ma być przytem według zdania niektórych pp. radnych nadzwyczaj tanim, miasto opłacić ma bowiem tylko 33 fur po 2 złr. 50. cent, dziennie, a fury te mogłyby w istocie wywieźć bardzo wiele stóp kubicznych śniegu, gdyby oprócz wachparady i stania w pogotowiu, obowiązane były już teraz do rozpoczęcia swoich czynności.
Wszystko jest tedy w jak największym porządku, i niema obawy, ażeby prawa natury i zwyczaje praojców doznały tej zimy jakiegokolwiek pogwałcenia ze strony zwierzchności naszej gminy. Zgłaszające się fury właścicieli prywatnych odsyłane bywają co rana z podwórza ratuszowego przez urząd budowniczy z tem wyjaśnieniem, iż są zupełnie niepotrzebne. Brzmi to tak imponująco, jak gdyby n. p. p. Brestel nie chciał przyjąć pożyczki, którąby Botszyld chciał ofiarować skarbowi austrjackiemn. Ale porównanie to chroma, bo pan Brestel nie znajdzie się wprawdopodobnie nigdy w tej miłej konieczności.
W gmachu teatralnym przywrócony już jest podobno porządek, t. j. pani Casanuova wyjechała ze swojem drapieżnem towarzystwem dramatycznem. Mówią, że wyjazd ten nastąpił prędzej niż się spodziewano, ale bynajmniej nie wskutek zażaleń publiczności, uczęszczającej do teatru — lecz wskutek przedstawień kilku niemieckich towarzystw przeciw dręczeniu zwierząt, które usilnie się tego domagały ze względu na udręczenia, jakim ulegały biedne zwierzęta w tak bliskiem sąsiedztwie opery niemieckiej. Osobliwie zaś cierpiał lew, który jak wiadomo nie może znieść piania kogutów. Łatwo pojąć, że popisy niektórych śpiewaków i śpiewaczek doprowadziły go były prawie do konsumcji.
Towarzystwo narodowo demokratyczne poniosło znaczną stratę, pan Henryk Schmitt złożył bowiem godność wiceprezesa i wystąpił podobno całkiem z Towarzystwa. Mimo wszelkiego uwielbienia dla zasad, których krzewieniem ma się kiedyś zająć to Towarzystwo (dotychczas bowiem nie zajmuje się ono właściwie niczem), nie możemy utaić, że krok ten ze strony p. Schmitta wydaje nam się bardzo łatwym do wytłumaczenia. Mąż poważny, którego praca na innem polu może być tak użyteczną, kompromituje stanowisko swoje udziałem w tak dziecinnej igraszce, jaką jest to Towarzystwo. Sam już fakt, że mimo wszelkich usiłowań nie udało się wywołać żywszego zajęcia się ogółu czynnościami Towarzystwa, świadczy najlepiej, że nazwa, „dziecinnej igraszki“, jaką mu dajemy, jest usprawiedliwiona. Udział ludzi wytrawnych i poważnych dodałby może znaczenia
Strona:Jana Lama Kroniki lwowskie.djvu/211
Ta strona została przepisana.