Strona:Jana Lama Kroniki lwowskie.djvu/215

Ta strona została przepisana.

wają nasze sprawy publiczne, wyda się może jeszcze niepodobniejszą do prawdy, jeżeli dodamy, iż za podwyższeniem subwencji, oprócz ks. Kuratora, głosowali dr. de Warnia Gnoiński i dr. Smolka, a przeciw podwyższeniu pp. Pietruski i dr. Rajski.
Ubolewaliśmy już nieraz nad tem, że w sprawach, obchodzących ogół, w sprawach przeważnie politycznych, udział prawników sprowadza często jak najgorsze skutki, bo dla tych panów najczęściej sprawiedliwością jest to, co stoi w paragrafie. Nie mogą oni tak łatwo oswobodzić się od jarzma formułek i definicyj, które ciężą na ich umyśle. W sprawie fundacji Skarbkowskiej niedogodność ta dała nam się już nieraz czuć bardzo dotkliwie. Zamiast oprzeć się niesłusznym wymaganiom z należną energią, któraby była znalazła usilne poparcie w całym kraju, zarząd badał lękliwie wszystkie przepisy i paragrafy, i okazywał się często troskliwszym o utrzymanie sceny niemieckiej, niż władze rządowe. Obecnie, gdy p. Konig oświadczył, że w razie niepodwyższenia subwencji zmuszony będzie zrzec się przedsiębiorstwa, połowa członków Rady administracyjnej przelękła się tej ewentualności, że fundacja zmuszoną będzie na własną rękę utrzymywać dalej teatr niemiecki.
Trudno nam pojąć, zkąd ma wyjść ten przymus do utrzymywania sceny niemieckiej, i w jakiej formie on może się objawić. Kiedy przed kilkoma miesiącami dr. Smolka żądał od sejmu, ażeby chwycił się polityki absolutnego oporu przeciw obecnemu systemowi rządowemu, kiedy większości reprezentantów kraju zarzucał lękliwość i wołał, że dlatego nie chcemy chwycić się tak skrajnej opozycji, do jakiej nas popychał, bo nam „straszno“ — naówczas wiedzieliśmy dobrze, czegośmy się obawiali. Obawialiśmy się gwałtownej represji, takiej, po jakiej kraj dopiero co odetchnął; obawialiśmy się rozjątrzenia naszych ran społecznych, ponownego zapanowania systemu policyjnego w szkole, w administracji i w sądownictwie. Obawy nasze były usprawiedliwione świeżemi przykładami, mogliśmy cytować nazwiska i fakta na ich poparcie, mogliśmy powoływać się na rozstrój społeczny, który nie pozwalał krajowi staczać walki z ministrem poza granicami konstytucji grudniowej. Jeżeli nam było „straszno“, wiedzieliśmy przynajmniej dlaczego. Ale niech nam kto powie, zkąd się teraz drwi Smolce zrobiło tak „straszno“, że wotował za podwyższeniem subwencji dla p. Königa? Czy mąż, który wbrew p. Beustowi, Andrassemu, wbrew wszystkim faktom dokonanym, podjął się przemienić całą monarchię Austrjacko węgierską w nowe zupełnie ciało federalistyczne, który jednym zamachem pióra przyłączył Bukowinę do Galicji, Szlązk do Czech, Krainę do Dolnych Rakuz, mąż który się nie lękał ani wyborów bez pośrednich, ani stanu oblężenia ani nowego najazdu Sunnnerów, Hehnów, Wolfarthów — przeląkł się nagle tej strasznej chwili, w której dzienniki centralistyczne uderzyłyby na alarm z powodu, iż teatr niemiecki we Lwowie, dla braku przedsiębiorcy, zamknięto? Czemże jest to, coby była może zrobiła, a może i nie zrobiła prokuratorja finansowa w imieniu rządu w takim razie, wobec walki, jaką przyjęcie owego sejmowego wniosku dra. Smolki musiałoby było wywołać w całym kraju, w każdej, najmniejszej gminie? Czem jest drobniutka kwestja fundacji Skarbkowskiej, wobec kwestji federalistycznego lub dualistycznego ustroju monarchii? Wątpliwem jest bardzo, czy, w kwestji, tak podrzędnej, mini-