redaktor nie należy przypadkiem do żadnej gminy? A bez żartu, dzięki jasności i zrozumiałej stylizacji rozmaitych obowiązujących jeszcze i po części już nieobowiązujących przepisów i rozporządzeń, są w szczęśliwej Przedlitawii ludzie tak upośledzeni, że nawet nie przysłużą im najpierwotniejsza ze wszystkich korzyści, jaką człowiek odnosi ztąd, iż żyje w społeczeństwie z innymi ludźmi, zamiast jak borsuk, lub odyniec, prowadzić żywot osamotniony w lesie lub na pustyni. Jednem słowem, są ludzie, którzy nie należą do żadnej gminy. Pamiętam, że kiedy w roku 1864 c. k. władzom bezpieczeństwa w moim własnym interesie i w mniemanym interesie dobra i bezpieczeństwa całej c. k. monarchii zależało na tem, ażeby znaleźć w królestwach Galicji i Lodomerji kącik, w którymbym zapomocą różnych szups i cwangspasów mógł być ulokowany wygodnie i spokojnie aż do nastania innych jakich czasów — naówczas cała c. k. dyrekcja policji we Lwowie i trzy mięszaue c. k. becyrksamty na prowincji, przewartowawszy wszystkie rozporządzenia, normalia, przepisy itp., nie były w stanie orzec, na którą z 6.000 gmin w kraju należy właściwie włożyć zaszczyt przymusowego przyjęcia mnie do swego łona. Na szczęście, nim trudność ta została rozwiązaną, zniesiono stan oblężenia i ciekawa kwestja mojej „przynależności“ przestała być tak piekącą. Ale cóżby się ze mną stało, gdyby mi kazano wykazać się świadectwem „przynależnej mojej gminy“, że nie utraciłem w niej prawa do wyboru!
Wdawszy się raz w temat liberalnego i mniej liberalnego tłumaczenia ustaw, muszę powiedzieć, że pod tym względem niema nic tak doskonałego, jak prowizorjum. P. radca dworu Mosch nie był z pewnością tak liberalnym, jak np. Garibaldi, a nawet w danych razach był bardzo nieliberalnym. A jednak, w chwili ustąpienia lir. Gołuchowskiego, gdy przez parę dni prowizorycznie zajmował krzesło prezydjalne w namiestnictwie, popełnił czyn nadzwyczaj liberalny, bo pozwolił na przedstawienie „Gwiazdę Sybiru“ w teatrze polskim. Nikt nie zechce posądzać pensjonowanego dziś p. radcę dworu o gonienie za popularnością, widocznie tedy był on w tym wypadku „prowizorycznie“ liberalnym. Obecnie zakazano znowu „Gwiazdę Sybiru“, bo liberalne prowizorjum już się skończyło.
W sferach urzędowych ma się nawet odbywać wielkie zawracanie oczu i załamywanie rąk z powodu, iż sztuka ta, chociażby tylko prowizorycznie, była dozwoloną. Zapewne, że jest to niemałe horrendum wobec potrójnego flitru, z którego składa się we Lwowie cenzura teatralna, i przez który nie mogą przecisnąć się najniewinniejsze nawet sztuki. Oprócz policji i namiestnictwa istnieje bowiem jeszcze osobny cenzor teatralny dla sztuk polskich. (Niemieckie obchodzą się prawie całkiem bez cenzury). Cenzorem tym jest p. Skrzyński, dyrektor kancelarji Wydziału krajowego. Jeżeli p. S. nie odrzuci zupełnie jakiej sztuki, to przynajmniej trzyma ją jak najdłużej w kwarantanie u siebie. Mówią, że niema czasu — iw istocie musi być bardzo zajętym, bo oprócz posady w Wydziale krajowym piastuje jeszcz godność sekretarza manipulacyjnego przy Radzie nadzorczej Towarzystwa kredytowego. Samo pisanie kwitów na pensje za tak różnorodne czynności musi zabierać wiele czasu.