Żyjemy w czasie, najobfitszym w plotki różnego rodzaju, bo czemżeby był karnawał, gdyby nie nastręczał sposobności do pomówienia o sąsiadach i sąsiadkach, o znajomych, przyjaciołach i przyjaciółkach? Ściśle biorąc, każda zabawa z tańcami i strojami o tyle jest zabawną, o ile się o niej mówi parę tygodni przedtem i potem. Dopiero te wszystkie uwagi, krytyki, przycinki, któremi współzawodniczące strony starają się osłodzić sobie zwycięztwo lub klęskę, dodają właściwego blasku i uroku balom i wieczorkom, piknikom i kółkom. Hotentoci i Kafrowie tańczą także, ale ploteczka, ta wyższa przyprawa towarzyskiego życia narodów cywilizowanych, jest im zupełnie nieznaną — równie jak róż i bielidło, puder i fałszywe loki, bez czego my Europejczycy obejść byśmy się nie mogli. Już tedy dla samego okazania naszej wyższości nad temi dzikiemi ludami, powinniśmy jak najskrzętniej zajmować się historyjkami, które nam karnawał z sobą przynosi, a obowiązkiem kronikarza, znającego swoje powołanie, jest, rejestrować starannie wszystkie opowiadania, krążące po bruku w czasie zapustnym.
Żałuję mocno, że ta uwaga, tak trafna i niezbita, teraz dopiero, z końcem karnawału, przyszła mi do głowy. Jestem dziś bowiem w zaległości z sześciotygodniowym prawie referatem zapustnym, i przy najszczerszych chęciach nie zdołałbym naprawić mojej opieszałości. Cóżby dziś zresztą za interes obudzało n. p. spostrzeżenie, że na tym a na tym balu, który odbył się przed 3ma albo 4ma tygodniami, wyglądała daleko piękniej pewna bardzo niemłoda i bardzo niepiękna dama, w bardzo kosztownej sukni z prawdziwemi koronkami, od kilku innych, młodszych, piękniejszych, ale skromnie ubranych? Potęga sztuki odniosła tu świeży tryumf nad naturą, i na tem koniec. Natura zresztą sama sobie winna, że nie bieli się, nie różuje, nie maluje brwi i nie przyprawia obcych włosów, a przedewszystkim, że nie wydaje dywidendy, za którąby można kupić jedwabie i koronki, a nawet korony — przynajmniej hrabskie.
Nie chcę ja utrzymywać, że za dobre pieniądze nie można mieć i świetniejszej korony, niż hrabska — przypuszczam bowiem, że niektóre królewskie nawet dyademy byłyby na sprzedaż, gdyby wielcy kapitaliści nie wahali się nabywać meble tak wątpliwej wartości. Wspomniałem o koronie hrabiowskiej, bo ta u nas najczęściej jest przedmiotem popytu i sprzedaży. Nie dość, że niejeden rad albo sam, jeżeli może, przyjść do dziewięciu pałeczek na tarczy herbowej, albo przynajmniej syna lub wnuka po kądzieli zrobić hrabią, jeszcze i sami hrabiowie, osobliwie w czasie karnawału, są bardzo poszukiwanym towarem. Im bardziej arystokracja odgranicza się od klas średnich, tembardziej te ostatnie przepadają za hrabiami. Nie byłoby balu, nie bawionoby się wcale, gdyby około godziny pół do jedynastej przynajmniej dwóch prawdziwych hrabiów nie pojawiło się na sali, nie okręciło się na swoich jaśnie wielmożnych obcasach w kółko, i ziewnąwszy dwa razy, nie poszło do domu. Ta hrabiomania
Strona:Jana Lama Kroniki lwowskie.djvu/221
Ta strona została przepisana.
56.
Karnawał i jego przyjemności. — Hrabiomania. — Przerażająca historja o kadrylu, w którym hrabiny pomięszano z żydówkami. — Komisja wsparcia dla uczniów polskich w Szwajcarji.