Czy się jest mężem stanu, czy prostym kronikarzem, potrzeba koniecznie od czasu do czasu zastanowić się nad ogólną sytuacją wszystkich spraw swoich, ażeby dokładnie rozważyć zmianę, jakie w nich czas porobił. Sądzę, że nadeszła właśnie dla „Kroniki lwowskiej“ chwila do takich poważnych rozpamiętywań, i upraszam przeto łaskawego czytelnika o chwilkę cierpliwości, namaszczenia i wyższego umysłowego nastroju, ażeby mógł wraz ze mną poświęcić baczną uwagę ważnym kwestjom, w których rozpatrzyć się mamy.
Kilka miesięcy temu trwały w Galicji jeszcze takzwane „polskie rządy“. Dlaczego je tak nazywano, nie wiem, ale wiem, że nazwę tę dawali im kochani sąsiedzi nasi, Moskale, i że kochanych tych sąsiadów gniewało niezmiernie to wszystko, co się wtenczas u nas działo. Ściśle biorąc, cala „polskość“ owych rządów polegała na tem, że wyżsi i niżsi urzędnicy różnych c. k. administracyjnych i sądowych władz i urzędów przyznawali się nieraz jawnie, że są Polakami, i że czynili to bez najmniejszej obawy przed jakiemkolwiek prześladowaniem ze strony przełożonych. Niektórzy z nich pisywali nawet referaty po polsku, i gdyby „polskie rządy“ potrwńły były nieco dłużej, byłby się język polski powoli i nieznacznie stał językiem urzędowym de facto, nimbyśmy dla niego wywalczyli ten charakter de jure. Jednocześnie dała się czuć mieszkańcom niektórych okolic ta znaczna ulga, że z szkół i urzędów poznikały pewne figury, których jedyną czynnością było dawniej wzniecać i jątrzyć różne narodowościowe i wyznaniowe spory. W skutek tego wszystkiego zmniejszyła się nagle liczba wyznawców różnych nowowynalezionych narodowości tak dalece, że wschodnia część kraju zaczęła już była wyglądać, jak gdyby była tem, czem jest w istocie, t. j. ziemią polską. To też zrodziło prawdopodobnie nazwę „polskie rządy“.
Nie potrzebuje wspominać, że kronika niniejsza była wielką zwolenniczką tego stanu rzeczy, podczas gdy importowane von Draussen dwunożne... towary, jakoteż kochani sąsiedzi nasi Moskale stanowili opozycję, i to prawie opozycję z zasady. Była przytem jeszcze i druga opozycja, która była sobie podobno opozycją ot tak, z figlów, prawiła wiele i od rzeczy, usiłowała nadać sobie minę stronnictwa politycznego i robiła na każdym kroku najpocieszniejsze fiasko. Ponieważ w każdem wesołem towarzystwie potrzebny jest koniecznie jeden błazen, któryby bawił drugich kosztem swojej osoby, więc pojawienie się tej drugiej „opozycji“ było dla nas wielce pożądanem — dawaliśmy nieraz w fejletonach naszych gościnę jej komicznym popisom politycznym, literackim i artystycznym, i było nam przytem bardzo wesoło. Tem weselej, że poczciwe nasze błazenki brały swoją rolę na serjo, i że zdawało im się na prawdę, iż są ważnemi figurami, skoro tak często uwaga publiczna jest na nich zwróconą. Nadymało się to nieraz w majestacie swojej komiczności tak, że obydwa naftą i wódką
Strona:Jana Lama Kroniki lwowskie.djvu/226
Ta strona została przepisana.
58.
Rozprawa nad „obocnem położeniem”, przeznaczona tylko dla cierpliwszych czytelników, w której można wyczytać nieco o polityce, o pudlach, o torysach,. wigach i osłach, jakoteż o innych ciekawych i pouczających rzeczach. — Klęczące wesele i jego prawdopodobne następstwa.