Istnieje komitet w celu zbierania składek na pomnik dla Szyllera, na którego czele stoi Polak, dr. Smolka.
Rada administracyjna fundacji Skarbkowskiej, popierana w tej mierze przez Radę miejską, — jedna i druga złożona z Polaków, bądź doktorów prawa, bądź demokratów narodowych — nie szczędzi starań, trudów i zabiegów, by zabezpieczyć i nadal byt sceny niemieckiej we Lwowie.
Tak tedy warunki, stawiane przez p. Bismarka, są dopełnione; prosimy teraz o federację, o aneksję Bukowiny i autonomię dla Kut. O dobicie Gazety Narodowej nie prosimy, bo jednakowo przyjdzie jej wkrótce umrzeć ze śmiechu, z powodu uciesznych hołubców i prysiud polemicznych, wykonywanych na gruncie znanych 12. programów Dziennika Lwowskiego.
Pozostaje mi tylko wytłumaczyć, jakim sposobem tajemne życzenia p. Bismarka zostały spełnione, nim jeszcze takowe objawił, t. j. jakim sposobem mamy komitet do składek na pomnik dla Szyllera, choć nie składamy się jeszcze na pomnik dla Mickiewicza, ani dla Słowackiego, i jakim sposobem p. König znalazł taką protekcję i w łonie Rady gminnej królewskiego stołecznego miasta Lwowa?
Oto po prostu, hr. Auersperg (Anastasius Grün) prosił dr. Smolkę, by się zajął zbieraniem składek, o których mowa, we Lwowie. Dr. Smolka wspominał o tem panu W. Smochowskiemu, emerytowanemu dyrektorowi sceny polskiej, już po oświadczeniu, które tenże umieścił w tej sprawie w Gazecie Narodowej. P. Smochowski odmówił swego udziału. Udawano się także do hr. Leszka Borkowskiego, z wątpliwym, jak dotychczas, skutkiem. Wielbimy bowiem Szyllera jako wielkiego poetę, ale prosta przyzwoitość wskazuje, że powinniśmy zacząć od stawiania pomników naszym mistrzom słowa, a dopiero skończyć na obcych.
Co do wspierania muzy niemieckiej, rzecz nie da się opowiedzieć tak jasno i węzłowato. Nie śledząc już dalszych źródeł i pobudek, powiem tylko, że pewien mecenas tutejszy zawikłał się — z grzeczności — w zawikłane nieco stosunki finansowe p. Königa. Gdy już mecenas ten był zaangażowany i zaplątany w stosunki, stało się jego interesem, by pan König miał jak najwięcej tej podłej mamony, bez której można być tak wielkim geniuszem, ale nie można popłacić długów. Skoro zaś to było interesem jednego adwokata, by p. König więcej miał pieniędzy, znalazło się zaraz kilku innych adwokatów, którzy wraz z syndykiem fundacji z przyjaźni poparli kolegę. Utworzyła się tedy wielka liga adwokatów, niby liga królów i książąt greckich ku odbiciu Heleny, a na czele tejże, jako nowy Agamemnon stanął dr. Smolka, Dla czego? O tem sam dr. Smolka może nie wie, tak jak Agamemnon nie wiedział, po jakich stukatów narażał się na guzy dla małżeńskich zatargów swego brata z żoną. Dość, że dr. Smolka głosował za podwyższeniem subwencji dla p. Königa o 4.000 złr. Głosował także tak samo dr. de Warnia Gnoiński, bo tak głosował książę Pruss Jabłonowski, i tak zdaniem dr. de Warnia Gnoińskiego, byłby głosował każdy prawdziwy karmazyn. — Wszak tradycje arystokracji rodowej są tradycjami konserwatyzmu i lojalności, i człowiek coś winien swemu urodzeniu, herbowi, przydomkowi i innym zaszczytom! Dziwna rzecz, że p. Pietruski, choć już niewątpliwie karmazyn, nie głosował z księciem Pruss Jabłonowskim i z dr. de Warnia Gnoińskim, i dziwna także, że dr. Rajski, choć adwokat, nie głosował z dr. Smolką! Snąć
Strona:Jana Lama Kroniki lwowskie.djvu/230
Ta strona została przepisana.