Strona:Jana Lama Kroniki lwowskie.djvu/231

Ta strona została przepisana.

obydwaj ci panowie, tj. pp. Pietruski i Rajski, pozbawieni są wszelkiego esprit de corps, i nie zważają przytem bynajmniej, jakie wrażenie opozycja ich może zrobić w Wiedniu. Ale dość na tem, że gdyby większość szanownej Rady administracyjnej składała się była z pp. Watzla, Blaima i Funkensteina, uchwała jej nie byłaby wypadła bardziej na korzyść pana Königa — bo urzędnicy w dzisiejszych czasach już nauczyli się oglądać na głos opinii publicznej, a dygnitarze elekcyjni nie poczuwają się do żadnej odpowiedzialności, póki pomieniony głos opinii nie przybierze — mówiąc po prostu, rozmiarów tęgiej „besztaniny“. Lżejsze uwagi, aluzje itp. obijają się bez skutku o pancerz dygnitarskiej powagi: potrzeba pocisków cięższego wagomiaru, i to broń Boże nie obwiniętych w bawełnę, by który z tych panów raczył wytłumaczyć się że swoich czynności przed swoimi mandantami.....
Nareszcie jednak i dr. de Warnia Gnoiński ujrzał się zniewolonym wyłuszczyć w Radzie miejskiej powody, dla których głosował za podwyższeniem subwencji p. Königowi, i poparli go pp. Starzewski i Komora, którzy to w imieniu syndykatu fundacji Skarkowskiej wypracowali wniosek podwyższenia subwencji, a którzy obydwaj uważają to za trzynasty artykuł wiary, że teatr niemiecki we Lwowie istnieć będzie i musi do skończenia świata, i jeszcze kilka lat potem. P. Żaak, znany czytelnikom Kroniki niniejszej z wiele obiecujących prób swojego literackiego talentu, o których miałem raz zaszczyt wspominać, uważał za stosowne poprzeć tych trzech panów, i Rada miejska omal nie dała wyłącznego wotum ufności dr. de Warnia Gnoińskiemu. Przeszkodził temu tylko dr. Hönigsmann. Szanowni ojcowie miasta, połykając skwapliwie argumenta pp. Gnoińskiego, Starzewskiego, Komory i Żaaka, ani na chwilę nie zastanowili się, że pp. Pietruski i Rajski są także prawnikami, jak tamci trzej pierwsi, że znają także i przywilej Skarbkowski, i wszystkie inne okoliczności, i że nakoniec nie są tak zapalonymi radykałami i rewolucjonistami, by głosowali za krokiem nie rozważnym i szkodliwym — a jednak obydwaj sprzeciwiali się podwyższeniu subwencji dla p. Königa!
W istocie, jedynym argumentem, przytoczonym przez stronników i protektorów p. Königa, było to, że w razie ponownego ulotnienia się dyrektora niemieckiego, fundacja musiałaby wziąć teatr niemiecki we własny zarząd, i traciłaby na tem ogromnie, bo „rząd, gdy prowadził administrację teatru, wydawał po 20 i po 40.000 złr. rocznie“. Nas nie dziwi to, że rząd wydawał po 40.000 złr., ale to, że nie wydawał po 200.000 i więcej, bo któżby mu był w tem przeszkodził? Rada administracyjna, gdyby nawet w istocie musiała utrzymywać teatr niemiecki, nie potrzebowałaby wydawać ani grosza, bo 6.000 złr. wystarczy na utrzymanie kilkunastu bänkelsängerów dla amatorów sztuk pięknych tego rodzaju, a bale maskowe, odstąpione dziś dyrektorowi niemieckiemu, i procenta od widowisk przynoszą rocznie daleko więcej niż 6000 złr. Zresztą, gdyby się okazała strata, nic trudnego wyrobić u rządu pozwolenie odpstąpienia pewnej ilości przedstawień dyrektorowi polskiemu, który je przyjmie bez subwencji i z podziękowaniem. Wszak rząd w czasach przedkonstytucyjnych sam uwolnił teatr niemiecki od 40 przedstawień rocznie. Potrzeba tylko dobrej woli, potrzeba, ażeby Rada administracyjna czuła się organem krajowym, zostającym pod opieką sejmu i Wydziału krajowego, a nie