domierskie na Wołyń i na Podole, posuwa je naprzód, na prawo i na lewo bez względu na to, czy istnieją, jakie drogi, mosty i przewozy w tych rozmaitych kierunkach, stawia prócz tego jednę rezerwę po tej stronie Karpat, drugą, po tamtej, fortyflkuje Halicz i ztamtąd bez najmiejszęj przeszkody rusza wprost do Kijowa. Rzecz naturalna, że p. Bismark pogląda pożądliwem okiem na ten nieoceniony egzemplarz galicyjskiego Hannibala — ale nic z tego nie będzie! Natomiast moglibyśmy mu odstąpić niejeden inny skarb, któryby mu prawdziwą przyjemność sprawił. Jaki to np. nieoceniony Krautjunker byłby z pewnego Galicjanina, t. j. z tego, co to nie może odkryć różnicy między swoimi parobkami a urzędnikami Towarzystwa kredytowego! Hr. Bismark lubi niezmiernie milczący parlament. Moglibyśmy mu odstąpić nie powiem kogo, ale powiem, że na mocy uchwały większości koła delegacji polskiej w Wiedniu, delegaci nasi nietylko z wszelką solidarnością obowiązani są milczeć na posiedzeniach Rady państwa, ale nakazano im milczeć nawet o tem, co się mówi i robi w kole. Mianowicie zaś niewolno żadnemu członkowi koła korespondować do dzienników krajowych. Hr. Bismark przepada za ludźmi, którzy nie korespondują do dzienników i nie nadużywają umiejętności pisania, tak niebezpiecznej ze względu auf den beschränkten Unterthanenverstand. Widzimy tedy, że moglibyśmy się pogodzić z Bismarkiem i poczynić sobie wzajemne ustępstwa, dla stron korzystne.
Owa uchwała większości koła polskiego, zabraniająca delegatom pisywać korespondencje, jest jednym z najgenialniejszych pomysłów politycznych od czasu wynalezienia szupasów, cwangpasów i procesów prasowych i innych tym podobnych wydoskonaleń społeczeństwa ludzkiego. Delegat, który przy głosowaniu pozostaje w mniejszości, nietylko musi w Radzie państwa milczeniem swojem pochwalić to, co większość postanowiła, ale nawet wobec swoich wyborców musi jeszcze chcąc niechcąc przyjmować na siebie odpowiedzialność in solidum za wszystko, co ta większość robi — bo nie wolno mu ani przed zapadnięciem uchwały w kole, ani po uchwale wyjawić publicznie, że z takich a takich powodów był innego zdania, niż większość, i że dopiero po żywej dyskusji uległ uchwale większości. W istocie, patrjotyzm każdego delegata i jego poczucie obowiązku i potrzeby solidarności, wystawione są w skutek takiego teroryzmu na niemałą próbę!
Do niedawna Czas umieszczał kerespondencje, pisane przez członków delegacji naszej w Wiedniu, a zawierajęc bardzo długie i bardzo szerokie, choć nie zawsze bardzo głębokie wywody, których celem było popierać i uzasadniać postępowanie większości koła polskiego. To nie raziło nikogo. Ale gdy w Gazecie Narodowej odezwał się z Wiednia jeden i drugi głos z przeciwnem zdaniem, powzięto ową uchwałę nakazującą milczenie — Uchwałę, która w opinji publicznej więcej zaszkodzić niż pomódz może postanowieniom i krokom większości. Opinia publiczna, o ile jej nie wyrażają Malisz i jemu podobni — a nie wyrażają jej z pewnością — nie jest pozbawioną zdrowego rozsądku i przypuszcza, że ktoś może mieć takie zdanie w polityce, a ktoś drugi inne, i że pomimo tej różnicy w zdaniach, pomimo nawet wynikających ztąd starć, nieraz gwałtownych, obydwaj mają jak najlepsze zamiary i obydwaj szczerze chcą służyć sprawie publicznej. Ale kto lęka się światła dziennego, kto unika jawnej dyskusji i zmusza
Strona:Jana Lama Kroniki lwowskie.djvu/233
Ta strona została przepisana.