kniejszym jeszcze dyalekcie p. Ławrowskiego? Wówczas zamiast: Meine Herrrrn, ick errrsuche Sie diesen Rrrregierrrrungsrorrrrlagen die gebührrrrende Aufmerrrrksamkeit zu gewädlihrrrren, zdumieni ojcowie narodu galicyjskiego usłyszą coś takiego, jak np. Gaspada, nie szumit’! — Era tryumfu demokracji narodowej nad szlacheckiemi rządami hr. Głołuchowskiego rozwija się coraz świetniej, jak widzimy.
Czy życie w resursie, w kasynie, w klubie, i jak się tam jeszcze nazywają owe różne zamknięte kółka towarzyskie, jest życiem publicznem czy prywatnem? Na to pytanie możnaby z równą może słusznością odpowiedzieć tak, i nie. Jużci nie można twierdzić, by człowiek, który przychodzi o pewnej porze do pewnego lokalu, by tam zjeść kolację, przeczytać dzienniki, pogawędzić ze znajomymi i zagrać w karty albo w bilar — pełniąc wszystkie te czynności, odbywał jakąkolwiek funkcję publiczną. A ponieważ w resursach nie robi się nic innego, więc życie w nich jest życiem prywatnem, i tem samem usuwa się z pod kontroli tej opinii publicznej, która się wyraża za pośrednictwem prasy.
Ale z drugiej strony, kółko zamknięte, utworzone w celu ułatwienia pożycia towarzyskiego ludziom, którzy powinni schodzić się i widywać w chwilach wolnych od zatrudnień, ma także i wyższe cele, zbyt widoczne, by wyliczanie ich było tu potrzebnem. Przypuszczamy, że wzląd na te wyższe cele stał się powodem, iż dzienniki traktują czasem wewnętrzne sprawy stowarzyszeń tego rodzaju jak gdyby sprawy publiczne.
Nieoswojenie się z wolnością prasy jest u nas tak wielkie, że radzi jesteśmy, iż nie od nas wychodzi pierwszy przykład publicznego poruszania kwestyj tego rodzaju. Radzi jesteśmy, że ci właśnie panowie, których znana drażliwość oburzyłaby się była na nas bez wątpienia, sami dali ten przykład, i postawili na porządku dziennym niektóre drobne wewnętrzne sprawy kasyna mieszczańskiego we Lwowie.
Odkąd w mieszczaństwie lwowskiem obudził się duch polski, znajdowali się zawsze jacyś agitatorowie, którzy usiłowali wyzyskać dla własnych swoich celów i widoków to rozbudzone zajmowanie się mieszczan sprawą publiczną. Korzystali z miłości własnej i ambicji pojedynczych indywiduów, budzili i żywili w całej klasie obywateli miejskiej ową staromieszczańską wadę umysłową, której nazwy tu przytaczać nie chcemy, bo postanowiliśmy na dzisiaj nie dotykać całej tej sprawy bez glasowanych rękawiczek, a nazwanie rzeczy po właściwem imieniu wziętoby może za takie uchybienie,