o prawdziwej równości, o prawach człowieka, mamy po części te same, które mieliśmy w wieku 18tym — i to, jeżeli mówię: mamy, nie myślę bynajmniej o potomkach uprzywilejowanej niegdyś klasy, ale o nas samych, mieszczanach i demokratach.
Ojcowie naszego miasta uchwalili już przed dwoma tygodniami gotowość swoją do ustąpienia miejsca innym. Jednakowoż akt ten, zapowiadający nam przykre (osobliwie dla kronikarzy) rozstanie się z dzisiejszą Radą miejską, nie był ostatnim jej aktem. Korzysta ona z tych kilku chwil żywota, które jej zostają, ażeby dowieść, iż nie wydała jeszcze ostatniego tchnienia. Jest coś niezwykle gorączkowego w tych czynnościach, coś nakształt szamotania się chorego w malignie, który przypomina sobie, że będąc zdrowym, tych a tych powinności swoich nie wypełnił, i który trapi się mimowoli temi myślami. Czy słyszano kiedy, ażeby senat lwowski zajmował się takiemi rzeczami, jak kanały, rowy przy gościńcach, sprawy policji sanitarnej i t. d.? Czy słyszano kiedy, ażeby poważni ojcowie, najłykowatsi przeciwnicy wszystkich pism humorystycznych, śmieli się z magistratu, że nie wie nic o kanałach, o rowach, o czarnej ospie, o niedbałych lekarzach? Oto właśnie w czwartek zarzucono przewodniczącego interpelacjami w tych kwestjach, zażądano, by referenci byli obecnymi na posiedzeniach Rady i t. d. — słowem, nasz parlament municypalny w ostatnich tygodniach swego istnienia krząta się i rusza tak, jak gdyby chciał dowieść, że jest godnym, by mu nanowo poruczono rządy w mieście.
Malarzowi, panu Sidorowiczowi, odmówiono środków dalszego kształcenia się za granicą. Zapewniają, że niektórzy radni wychodzili przy tej sposobności z zasady, iż potrzebne i pożyteczne powinno iść przed miłem i pięknem. Argumentowali więc tak: U nas najniezbędniejsze kunszta stoją jeszcze na bardzo nizkim stopniu, musimy pierwej wykształcić majstrów, nim się weźmiemy do kształcenia mistrzów. U nas nikt nie umie ani postawić porządnej kamienicy, ani ukroić dobrego surduta, ani napisać dobrego artykułu demokratycznego, ani uszyć znośnego buta, powinnibyśmy tedy dawać stypendja najprzód naszym budowniczym krawcom, demokratom, szewcom i t. d., ażeby jechali kształcić się za granicę. — Nie bardzo to dla królewskiego stołecznego miasta zaszczytne, ale pod pewnym względem logiczne rozumowanie. P. Sidorowicz zaś musi się pocieszać tem, że już teraz umie lepiej malować, niż nasi radzić.