wstanie. Niepowodzenia, jakich naród doznał podczas szesnatomiesięcznego rozpaczliwego boju z wrogiem, w jednej tylko części spadają na nieprzychylne nam okoliczności, na brak sił, wynikający z rozprzężenia naszych stosunków społecznych i t. d. Drugą połowę winy, jak w r. 1863 dźwigają ci niepowołani i nieproszeni opiekunowie, którzy zrazu nieprzychylni ruchowi, paraliżowali i krzyżowali przygotowujące go czynności organizacyjne, a następnie, widząc iż powstrzymać się nie da, ujęli kierunek jego przeważnie w swoje ręce, gdy już pierwotni przewodnicy poginęli byli na placu boju i na rusztowaniu — i prowadzili go tak, że wszelkie wysilenia, wszelkie ofiary przez naród ponoszone, musiały spełznąć na niczem. Któż z nas nie pamięta tych zawziętych sporów o najwyższą władzę, tych intryg w celu uzyskania tajemnej dyktatury, prowadzonych w bezpiecznem zaciszu prowincji, oddalonej od widowni krwawych wypadków, podczas gdy o dwanaście mil, za kordonem, grzmiały wystrzały, brzęczały kosy i lała się najszlachetniejsza krew polska? Kto nie pamięta tych oddziałów, wiecznie rozlokowanych po dworach, wiecznie organizowanych, wiecznie oczekiwanych z niecierpliwością tam, gdzie pojawienie się ich było potrzebne — a kończących po ośmiu i dziesięciu miesiącach wojenny swój zawód w kozach powiatowych i sądowych? Kto nie pamięta, pod czyjemi auspicjami rozpoczął się i prowadził ten kunktatorski sposób wojowania?
Można mieć najrozmaitsze zdanie o powstaniu w r. 1863, można je uważać za przedwczesne lub niezbędne, za zgubne lub pożyteczne — na to jedno każdy musi się zgodzić, że kierownicy „z Bożej łaski“, którzy po wybuchu powstania wdarli się do władzy, oprócz wygórowanej ambicji, nie pogardzającej żadnym środkiem, nie mieli innych zdolności, i nie objawili niczem innem miłości dla kraju, jak tylko tem dobijaniem się władzy. Mówią o ofiarach — bo czasem, przez nieostrożność, wpadali w łapkę policji i sądów — ale czemże jest kilkomiesięczna ofiara z wolności osobistej i wygodny potem, przez czas jakiś pobyt za granicą, wobec ofiar wszystkiej krwi i całego mienia, do jakich przyzwyczajoną jest, jakich, wymaga sprawa polska? Nie, panowie ci nie ponieśli żadnej ofiary, i nie doznali innej goryczy, oprócz zawodu, który spotkał ich samolubną ambicję.
Dziś ruch narodowy przybrał już odmienny zupełnie kierunek, w innych odbywa się warunkach. Niepotrzeba już działań tajemnych, niepotrzeba dyktatorów — ale potrzeba zdolnych, wylanych dla sprawy publicznej obywateli, którzyby obdarzeni zaufaniem ogółu, przodowali mu jawnie w powolnej, mozolnej powszedniej pracy. Otóż i przodownictwo tego rodzaju stało się przedmiotem takiej samej ambicji, jak niegdyś dygnitarstwa narodowe w r. 1863. Ten sam egoizm, ten sam brak zdolności, połączony z niepohamowaną żądzą kierowania i rozkazywania, dobija się dziś wpływowego stanowiska w narodzie, dobija się takiej absolutnej władzy w jego łonie, jaką rabini mają między żydami. Oto są owe ukryte plany i zamiary,[1] które osłaniają się pozorami gorącego patrjotyzmu na zewnątrz, liberalizmu wielkiego na wewnątrz, wielkiej miłości narodu, dążącej do „wytworzenia narodowego polskiego stronnictwa“ — owe ukryte zamiary,
- ↑ Książę Adam Sapieha założył w tym czasie dziennik Kraj, mający popierać politykę jego i jego rodziny. — Prz. autora.